czwartek, 28 lutego 2008

annapurna

jutro w trasę.
jakby cos to pytać o mnie hariego - z biura w nepalu [w linkach]. chyba nie zginę, nie? to wszystko, cala ta podroż to nic takiego. co chwila spotykam jakiś ludzi, którzy sa bardziej świrnięci ode mnie. teraz zagadałam się właśnie z dwoma australijczykami, którzy przemierzają azje na rowerach od 7 miesięcy. opowiadali o -17stopniachC w chinach, na rowerze... kto jeździ zima to wie. generalnie przechlapane. wiec ja na tym tle tylko taka se dziewczynka jestem, z butami do wspinania, która nic o tym wszystkim nie wie naprawdę. ale to nic nie znaczy. "normalnych" ludzi tez spotykam po drodze. w drodze jak w życiu, rożnie, różne miejsca, rożni ludzie.
do zdjęć dziś nie miałam głowy. skupiłam się na kupowaniu paru rzeczy, których wydaje mi się brakować. sama nie wiem. kiedy wyjeżdżałam z polski mój plecak ważył 19kg, kiedy leciałam tutaj 15. rzeczy nie są niezbędne - wystarcza pieniądze, karta kredytowa bogatego tatusia ;) ha ha ha... oh... zmęczona jestem. juz po 10 wieczorem. muszę się wyspać na jutro. startujemy o 7 rano.
chciałam jeszcze dziś zrobić tyle rzeczy... kupić, napisać wysłać jakieś kartki do polski... sama nie wiem. doba ma tylko 24 godziny. nawet na wakacjach. nie zobaczę wszystkich miast całych indii, nepalu... nie zanurzę się zbyt głęboko w klimat singapuru... ech.


środa, 27 lutego 2008

do daro - hampi :)

sezon w hampi to listopad do luty/marzec. na pytania najchętniej odpowiem grupowo. może zrobimy jakąś imprezę integracyjna z pokazem zdjęć?
tak to zaczęłam swoja karierę wspinacza - fajne miejsce sobie znalazłam - jeszcze przed jura krakowako-czestochowka - ha ha ha :)

kathmandu

jestem w napalu. żyje, doleciałam. wszystko chyba dobrze. mam tylko mało czasu by sie przygotować do trekkingu. musze się tez przyzwyczaić do nowego przelicznika, nowych pieniędzy, wyglądu banknotów, cen. chciałabym tutaj zrobić jakieś zakupy sprzętowe, ale szkoda mi na nie czasu, jeśli mam wybierać miedzy sklepami kathmandu a górami wole to drugie.
jest tutaj znacznie zimniej niż w indiach. zobaczymy jak będzie jutro. przyleciałam po południu, góry były zachmurzone, zamglone. z lotniska, samolotu było widać tylko slaby ich zarys, ale i tak cudne były. strasznie się cieszę ze tu jestem, smuci mnie tylko, ze właśnie minęła połowa moich wakacji... ach...

jutro mnie czeka dość ciężki dzień, jakaś masa spraw do załatwienia. chciałabym gdzieś przeczyścić trochę obiektyw aparatu, kupić parę potrzebnych mi rzeczy. nie wiem czy mam wystarczająco cieple ciuchy, co tak naprawdę powinnam mieć.
szwedka, z którą idę na trekking to dziewczę słodkie, nie ma nawet dobrych butów. ech... zobaczymy jak to będzie. nie jestem pewna czy to jest osoba z którą chciałabym... ale ja mam dużą tolerancje do ludzi i jakoś umiem chyba sobie z nimi radzić. zobaczymy... jeszcze jest szerpa... ach… życie, podróże...

wtorek, 26 lutego 2008

moje odkrycia - agra i delhi

w agrze polecam widok na taj mahal z restauracji na dachu hotelu shanti lodge, to jest w części turystycznej. niektóre z moich zdjęć taj są zrobione właśnie z tego dachu. kuchni tamtejszej nie pamiętam. chyba piłam tam tylko różne kawy i herbaty.

delhi. mieszkam w dzielnicy pahar ganj, szczerze mówiąc nie mam ochoty się stad za bardzo ruszać. zwiedzanie delhi zostawiłam sobie na czas po nepalu, z rohitem lub bez. teraz poznaje tylko najbliższa okolice, włuczę się po wąskich uliczkach, na ile to jest bezpieczne. dzieci tutaj bywają strasznie agresywne, kiedy widza białego z aparatem, faceci mnie męczą. nie interesuje mnie hinduski bojfrend.

niedaleko, na tyłach mojego hotelu - namastar - lonely planet, na ulicy równoległej do main baazar jest super ciapati place - z menu tylko po hindusku, ale obsługa mówi po angielsku, wiec jak wiesz czego chcesz to... aż żal mi jechać dalej, bo z chęcią spróbowałabym wszystkiego co tam dają.
inne moje odkrycie to everest kitchen, w budynku hotelu lord krishna inn. bardzo dobre kontynentalne jedzenie. szczerze mówiąc za hinduskim w takich miejscach nie przepadam. ale można wypić tam normalna kawę [chociaż czasem kawy brak :) ]. andrea i chris bardzo polubili to miejsce i yutaka tez. miły widok na plac poniżej - widać to na moich zdjęciach.
tyle.

goodbye, yutaka, cu in japan :)

yutaka pojechał na lotnisko. tak pożegnałam mojego pierwszego towarzysza podroży. dobrze się razem podróżowało. chciałabym kiedyś pojechać do japonii. w hampi tez często z yutaka wspinałam się. podobny poziom, ale on jest ode mnie duuuzo silniejszy. w hampi był aż miesiąc, wiec na koniec zdobył swoje pierwsze 6a+. może ja tez kiedyś będę w hampi skakać po 7b...

andrea, chris, yutaka, ANITA

niektórzy się martwią, ze schudłam. nic z tego. raczej trzymam się w normie z niewielkimi wahaniami.
podróżowanie łączy się z eksploatacja ciała. zwłaszcza takie podróżowanie. brak regularności, która jest chyba dość ważna dla człowieka, niewygodne autobusy, zmiana klimatu, inne jedzenie. czuje to wszystko jako kobieta i jako człowiek.
przed wyjazdem myślałam, ze będę miała czas na codzienne ćwiczenia, często nie ma na to ani czasu ani miejsca, bo pokój hotelowy za mały i w środku wielkiego miasta, a zanim znajdę jakiś zakątek dla siebie to już jadę dalej... takie to życie. dużo prościej czasem znaleźć fajna restauracje w sąsiedztwie niż miejsce do zrobienia jakiś brzuszków. na szczęście można jeszcze ćwiczyć przysiady :).

jutro lecę do nepalu. w piątek zaczynam tam trekking. będzie dużo fizycznych ćwiczeń, bez specjalnego myślenia o nich. sama droga w ograch będzie wystarczająca. może tam schudnę, może przytyje. informuje wszystkich, ze jem regularnie bardzo dobre jedzonko. czasem nawet objadam się czekolada czy ciasteczkami "hide&seek", które są pycha. może nawet przez nie trochę ostatnio przytyłam. [nie wspinam się, a lobię czekoladę, wiec kto wie...] pomyśle o tym później...
niewtajemniczonych informuje również, ze fotografia kłamie, szeroki kat zwłaszcza ;).

poniżej zdjęcia z ostatnich dni i dzisiejszego porannego hampi-śniadania z chrisem i andrea.

pamiętajcie, błagam o mieszkaniu dla mnie... w krakowie będę najwcześniej 4kwietnia, a najpóźniej 15.
na trekkingu jestem od 01marca przez 20dni, wtedy będę niedostępna internetowo.
:) wszystkich pozdrawiam


poniedziałek, 25 lutego 2008

droga do delhi

droga do delhi: autobus, pociąg, jedzonko po drodze i widok na plac w delhi z kawiarenki na dachu, w której spędziłam dzisiejsze popołudnie /chwilowo mam dość zwiedzania i bolała mnie głowa, wiec kawa była konieczna/

zainteresowanych informuje, ze jem mniej więcej wszystko i problemów z ciałem specjalnie nie mam. sałatki owocowe i owoce tez jem. winogrona myje wodą z pitną z butelki. na weselach tez się nie strułam :)


agra

tak, taj mahal jest w agrze. nie przywiązywałam do tej pory specjalnie wagi do tego faktu. jednak...
poza tym bardzo podobają mi się kobiety, ich stroje biżuteria... ludzie pracy, prości na miejscowych targach. ci którzy mnie znają, wiedza, ze uwielbiam zakupy na kleparzu jednym czy drugim...
kawiarenki na dachach. w pushkar, agra, delhi...
wnętrza, do których zaglądam z większa czy mniejsza śmiałością.
yutaka z którym podróżuje mi się coraz lepiej.
a taj taka niewzruszona. spokojna. wiele już pewnie widziała...


podroż do agry

bez komentarza.
jechaliśmy nocnym autobusem. łózko mieliśmy nad siedzeniami. nie polecam. strasznie rzuca. lepiej wysypiam sie w semi-sleeper, na trochę wygodniejszym siedzeniu. łózko może dobre ale na niższym poziomie. indyjskie drogi są nieszczególne, a kierowcy jeżdżą dość szybko... za to bardzo lubię wszelkie tutejsze bary przydrożne. najchętniej bym tam cały czas jadła indyjskie jedzonko wraz z tubylcami :)

jeszcze troche fot z pushkar

to ostatnia seria zdjęci z pushkar.
byliśmy tam w momencie, kiedy w mieście było chyba 15 wesel. wesele indyjskie trwa parę dni, wiec trochę sie zazębiały. trudno było na jakieś wreszcie nie trafić. zaciągnął nas tam głód [stac mnie na kolacje jakie chce, ale...] i ciekawość. poniżej foty z dwóch imprez na które trafiłam.
nie chce mi sie teraz tłumaczyć całych ceremonii. sama nie jestem pewna znaczenia tego wszystkiego, bo na ten temat rozmawiałam tylko z jednym hindusem w naszym hoteliku. jedno z poniższych zdjęć przedstawia tez hinduskie afterparty :)
wrzucam tez tutaj zdjęcia pary polaków, przemierzają od jakiegoś pól roku cala azje - rosja, stopem po japonii, chiny i inne. właśnie kończą swoja drogę. w tym tygodniu powinni być w polsce. on lat 33, ona chyba 24. z gliwic. ona jest biologiem. fajnie było znowu pogadać po polsku z ludźmi, którzy mają coś do powiedzenia.
fascynują mnie indyjskie budowy. podźwigałam trochę taka misę z betonem. hindusi mieli ubaw niezly. misa ważyła chyba 20kilo. strasznie ciężko pracują te kobiety.
tematy moich zdjęć to głównie ludzie i krowy. co widać poniżej.
pisałam już ze indie to bardzo mały kraj. dwa tygodnie w hampi wystarczają by w kolko spotykać jakiś znajomych to tu to tam.