środa, 31 grudnia 2008

ostatni

to już ostatni post w roku 2008.
tym, którzy tu zdążą zaglądnąć, przed wyjściem na imprezę życzę udanej zabawy. wszystkim dobrego nowego roku 2009, żeby był lepszy niż wszystkie poprzednie!
spokoju ducha i wolności, przyjaźni i miłości... spełnienia marzeń.

na marginesie małe pytanie: czy warto się ograniczać? robić plany, snuć marzenia, gdy wszystko wokół jest pełne niespodzianek, o jakich nam się nawet nie śniło...

dlatego też życzę wszystkim spełnienia marzeń, których jeszcze nie zdążyli wymarzyć i samych pozytywnych zaskoczeń i żeby nie zaskoczyły ona was zbytnio :). otwórzcie się!!!


happy new year !!!

na zdjęciu: anita [z długimi włosami] i oczy wielkiego brata... dziękuję ani, za zdjęcia z naszego ostatniego spotkania :)
ilustracja to kontynuacja poprzedniego postu [z cyklu: wyrażanie miłości własnej]... może na razie wystarczy :)


wtorek, 30 grudnia 2008

tablo

dawno, dawno temu... tak dawno temu, że moje włosy zdążyły urosnąć prawie do pasa. przez około 6lat mojego życia. goliłam głowę. maszynka elektryczna, bez nakładek. średnio raz na 10 dni. pierwszy raz ogoliłam się zwykłą maszynką mechaniczną z podwójnym ostrzem. stępiłam ją zupełnie. byłam łysa jak kolano. zrobiłam niezłe wrażenie na nauczycielach i kolegach w szkole. wszyscy chcieli mnie głaskać... wszyscy byli zachwyceni kształtem mojej głowy.
jako łysa panna robiłam karierę modelki-amatorki. znajomi i nieznajomi robili mi zdjęcia :). bardzo lubiłam tamtą fryzurę. była ona prosta i wygodna. uwielbiałam się głaskać po potylicy.
w tym czasie nauczyłam się nosić czapki, do czego wcześniej mama nie mogła mnie namówić. zdarzało się, ze nakładałam czapkę na głowę nawet w środku lata [ taką wełnianą, z nausznikami :). ]
kobiety ogolone bardzo mi się podobają do tej pory. jest w nich pewien rodzaj ascezy, prostota. trochę inna zmysłowość... nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak wiele sławnych kobiet ma za sobą okres łysości, że są jakieś strony poświęcone temu specyficznemu rodzajowi piękna.
jednak, kiedy do wyszukiwarki obrazków wpisałam hasło "łyse", google nie wyrzucił mi zdjęć łysych głów lecz zdjęcia ogolonych innych części ciała :)... taki to chyba ten świat. faktem jest, że ogolona głowa kobiety może się stać swojego rodzaju fetyszem, jak to pewnie jest dla autora blogu "lover bald".
czasem zastanawiam się czy aby nie wrócić do dawnego stylu, z drugiej strony... nigdy nie miałam tak długich włosów jak teraz... zobaczymy co czas przyniesie. :)
tymczasem anita łysa w doborowym towarzystwie:

| sinéad o'connor | cate blanchett | virpi pahkien |... | clarissa elizabeth | skin |
| anna fitzpatrick| ... | sigourney weaver | noémie lenoir | britney spears | eve salvail |
|marzia tedeschi | natalie portman | kasia nosowska | neve campbell | ... | alek wek |
| annie burgstede | kora jackowska | ... | cameron diaz | grace jones | demi moore |

nie zmieściły się:
katarzyna figura, panienka z zespołu sistars, halle berry, mena suvari, india arie, persis khambatta, robin tunney, bai ling, toni collette i inne. niektórych z wymienionych nawet nie znam, niektóre z nich nie mają fajnej reprezentacji w internecie [kiepskie zdjęcia, kiepsko wygladających głów.]

strony o łysych paniach [uwaga, niektóre panie mają ogolone nie tylko głowy]:
ogolona głowa | lover bald | bald is beautiful | katsurth | tablo 1 | tablo 2 | tablo 3 | tablo 4 | tablo pl |


zdjęcia mojej głowy, które użyłam w tablo powyżej zostały zrobione przez heather nissen i jenny bornstein.
wpis ten jest wyrazem mojej miłości własnej, która jest mi oststnio dość potrzebna.

piątek, 26 grudnia 2008

i po ... świętach

przed świętami nie czułam się najlepiej. w sumie dalej nie jest ok, ale cóż zrobić... do wigilii mocowałam się z pracą, zarywając noce, próbując nadrobić zaległości z poprzedniego tygodnia, kiedy było ze mną już całkowicie do kitu. do bożego narodzenia przystąpiłam zatem kompletnie wykończona. było ono spokojne i rodzinne, z kinem domowym i aniołami.

w domu rodzinnym królowała moja siostrzenica zosia. zobowiązuje ona nas do większej dbałości o zwyczaje świąteczne. ostatnio święta stały się dla nas raczej spotkaniem rodzinnym, gdzie to spotkanie było najważniejsze. teraz będziemy musieli dbać również o inne detale...

na zdjęciach: zosia | rodzina w domu | wigilijny wieczór: kościół, knajpa - stolarska street, widok z okolic wawelu w drodze do domu, koło 6 rano, świeży śnieg... czary... | mój wieczór filmowy z aniołami

i jeszcze fragment z życzeń, które dostałam od znajomego księdza:
narodzenie dziecka oznacza obietnicę, mówi nam, że jeszcze nie koniec ze światem, że jeszcze dużo może się zdarzyć. nowe ramiona biorą na siebie brzemię naszej ziemi, które zaczęło nam już ciążyć. ta krucha istota leży przed nami jeszcze bezradna, jeszcze nie mogąc wydobyć słowa, ale właśnie dzięki temu wszystko jest otwarte, żadna możliwość nie zdążyła się jeszcze wyczerpać, żadna droga zamknąć. i dlatego ten początek życia tak naprawdę dotyczy nas wszystkich, z narodzeniem każdego człowieka świat odradza się do nowej nadziei.

środa, 24 grudnia 2008

święta

dziś wigilia świat bożego narodzenia. zaraz pędzę lepić uszka do rodziców. życzę wszystkim wesołych świąt i śmiesznego karpia. /poniżej fragment mojej tegorocznej kartki - wejdź głebiej.../ nie objadajcie się i uważajcie z drinkami :). nie zapomnijcie zgarnąć trochę karpiowych łusek na szczęście w nowym roku... ech... sprawa karpia co roku budzi we mnie bardzo ambiwalentne uczucia...
merry christmas!!!

niedziela, 21 grudnia 2008

chanuka

prezydent państwa polskiego zapalił dziś pierwszą chanukową świecę w synagodze. nie pierwszy to taki gest prezydenta i cieszy.
bardzo lubię tolerancję, wielobarwność, inność i i różne takie, ciekawe rzeczy.
chyba wreszcie wybiorę się na jakąś żydowską uroczystość. może w piątek? - szabat, drugi dzień świąt bożego narodzenia. świece chanukowe będą zapalane do następnej niedzieli. przez 8 dni.

środa, 17 grudnia 2008

web design

coś niewyraźnie czuję się ostatnio, więc dla siebie i kolegi staszka [dzięki!] publikuje tutaj te oto stare rzeczy.
rok szkolny 1999/2000, kopenhaga, denmarks designskole, erasmus. to był właściwie jeden z moich projektów semestralnych. goliłam się w tym czasie co tydzień. tygodnia moje włosy potrzebowały by uróść 4mm, w sam raz by ktoś ze znajomych mógł się wykazać...
projekt wystartował w grudniu 1999roku. poprosiłam chłopców, by mi wycieli na głowie spiralę. chyba rok wcześniej spirala na mojej głowie została zrobiona przez moja koleżankę agnieszkę, jako sylwestrowa kreacja. chłopcy zatem powtórzyli jej design [strasznie się bali ciąć cokolwiek]. rzecz tą zobaczył facet z fabrica, który miał warsztaty w naszej szkole, w kopenhadze. był zachwycony moją głową... robił zdjęcia, kręcił filmy. rok później na reklamie benettonu w bolonii zobaczyłam głowy we wzorki. przypadek?




wtorek, 16 grudnia 2008

góra

"gdy jesteś nadmiernie wzburzony, zagoniony, gdy dusza została za tobą daleko w tle - siądź jak góra | gdy czujesz przypływ pychy i próżności - przypomnij sobie mak | gdy ogarnie ciebie smutek, gniew czy niesmak - oddychaj głęboko jak ocean | gdy widzisz cierpienie ludzi i własną niemoc, gdy przyjdzie ci ofiarować, oddać coś, co kochasz - przypomnij sobie abrahama | pamiętaj o jezusie"
to z kazania ojca kłoczowskiego, chociaż pierwsze trzy zadania to chyba myśl buddyjska.
chciałabym być jak góra, oddychać jak ocean... niestety czasem mała kropla powoduje, że woda się przelewa, z oczu płyną łzy. człowiek staje się jak wielka nawałnica i nie wie co z sobą zrobić. może poddać się temu? ugiąć się, być jak mak, zaakceptować swoją słabość i niemoc?

po ukąszeniu przez psa moja prawa łydka jeszcze czasem boli. takie rzeczy podobno długo się goją. bywa, że boli biodro, kolano, które złamałam będąc dzieckiem, czy lewa stopa, po małym wypadku rowerowym, gdzieś w kopenhadze...

ech... czy ktoś mówił że będzie prosto?

havel havalim hakol havel - wszystko to marność i pogoń za wiatrem... to z mojej ulubionej księgi koheleta. znalazłam kiedyś angielskie tłumaczenie tego wersetu: breath, breath all is breath. oddychaj jak ocean.

jestem słaba. jestem krucha. jestem człowiekiem.

sobota, 13 grudnia 2008

jeden z nas

gwiazda popkultury, filozof, mnich, jeden z sześciu miliardów ludzi... dalajlama xIv.
nie byłam na żadnym spotkaniu z dalajlamą. słuchałam jedynie odpowiedzi na pytania uczestników spotkania na torwarze, trochę czytałam. przeszukałam internet już po wizycie buddyjskiego mnicha. [efekty w linkach pod artykułem]
gdziekolwiek dalajlama się pojawił głosił trzy rzeczy: harmonię ludzkich wartości, harmonię między religiami i potrzebę autonomii tybetu [nie mylić z absolutną wolnością].
uderzająca dla mnie jest konsekwencja z którą propagował te idee. gdziekolwiek był z kimkolwiek rozmawiał. w każdym wywiadzie, wykładzie...

tybet terytorialnie to 1/4 chin. jest bardzo bogaty w dobra ziemi. myślę, że z tych między innymi powodów jego całkowita wolność graniczy z niemożliwością. w związku z tym dalajlama jest realistą, dąży do respektowania autonomii tybetu przez chińskie władze w sposób zgodny z chińską konstytucją. o pomoc w tym apelował do naszych parlamentarzystów na spotkaniu w sejmie. [ciekawe co to da...]
wydaje mi się, że problem autonomii tybetu jest nierozerwalnie związany z poszanowaniem praw ludzkich w chinach i rozwiązanie go bez zmiany stosunku władzy do społeczeństwa chińskiego jest nieosiągalne.
zastanawiam się co może zmienić ten kraj. może chinom przydałby się jakiś krach? czy jeśli zaprzestaniemy kupować chińskie towary to coś to zmieni? czy takie zachowanie jest jeszcze możliwe? czy nie uderzy to przede wszystkim w najbiedniejszych? i tak koszty wszelkich transformacji są ponoszone przez najniższe warstwy społeczeństw, a ktoś je ponieść musi, żeby dzieciom było lepiej i chińskim i tybetańskim i innym.

osobiście jestem zwolennikiem metody non-violence. agresja rodzi agresję. ktoś zawsze musi przerwać ten łańcuch lub polec. stosunek dalajlamy do sfery polityki wynika wprost z jego duchowości.
głosząc harmonię ludzkich wartości dalajlama mówi o szczęściu i radości jako celach życia. o odpowiedzialności za szczęście własne i innych i o tym, że wszystko należy robić tak byśmy byli szczęśliwi.
mówił też że wszystkie religie maja ten sam potencjał: miłość, przebaczenie, współczucie. myślę, ze na tym polu dogadywał się z janem pawłem. szkoda, że tak mało tych wartości można znaleźć w naszym życiu codziennym. ludzie za bardzo skupiają się na ciemnej stronie życia. w nieskończoność rozliczają przeszłość, lub śnią o potędze w przyszłości zamiast być tu i teraz, patrzyć na życie jakie ono jest . skupiają się na brakach zamiast cieszyć się każdą chwilą szczęścia. przecież chrześcijaństwo daje co najmniej równie mocne podstawy do takiego patrzenia na świat jak buddyzm. a podobno żyjemy w katolickim kraju :) ... jesteśmy tylko ludźmi.
czuję, że brakuje nam w polsce przywództwa duchowego. "nasz papież" odszedł. niektórzy chwytają się dalajlamy.

ach: i jeszcze jedna rzecz która wydaja się mieć wspólną: dalajlama i wojtyła: lekka nonszalancja w sprawie konwenansów. tutaj dalajlama ma jednak dużą przewagę, gdyż nie jest częścią tak sztywnej instytucji i może sobie na więcej pozwolić. :)


polecam przeczytanie wykładu dalajlamy i posłuchanie salonu politycznego trójki, którego dalajlama był gościem.

na zdjęciu: księgozbiór w buddyjskiej świątyni. marpha, nepal. niektóre z tych pism maja paręset lat. w tym klasztorze odbywają się zjazdy lamów.

poniedziałek, 8 grudnia 2008

festiwal

nie miałam czasu na wszystko. widziałam tylko 4 pokazy slajdów i sobotni blok filmowy, który rozczarował mnie delikatnie. może dlatego, że filmy dotyczyły głównie nart, więc sportu, który mnie w tym momencie niewiele interesuje.
za to pokazy były dość ciekawe i inspirujące.

piotr morawski: o tegorocznej wyprawie na annapurne i gasherbrum I i II
kinga baranowska: o wyprawie na dhaulagiri i manaslu
mój marcowy trekking wiódł miedzy innymi w sąsiedztwie masywów annapurny i dhaulagiri [manaslu leży w tym samym rejonie himalajów - ok 70km na wschód od annapurny] przez jakiś czas przebywałam w sąsiedztwie wysokich gór, myśląc, że może kiedyś... może... ?
na pokazie kingi sala pełna po brzegi i kinga chyba delikatnie stremowana. jej pokaz był bardzo dobrze przygotowany pod względem wizualnym: dobre zdjęcia, krótkie filmy. inspirujący i motywujący.
kinga dużo mówiła o czekaniu, czasie; czekać na właściwą pogodę, dobrze zaplanować wyprawę. czekać i nie stracić motywacji. czekać i nie zwariować. umiejętności, które przydają się też na mniejszych wysokościach. :)
to była druga wyprawa kingi na dhaulagiri. poprzednia, nieudana była jesienią 2007 roku. kinga wróciła po pół roku, żeby znów zmierzyć się z górą. nie dała za wygraną. próbować warto. [cierpliwość, motywacja, nadzieja, wiara...]

nepal
na zdjęciu widok na dhaulagiri w drodze z przełęczy throng la, w dole miasteczko muktinath

inny pokaz: john bachar.
bachar jest miedzy innymi solistą. czasem wspinanie rozbija się o dość prosty problem braku odpowiedniego partnera. niektórzy sobie z tym radzą wybierając się w skały samotnie, podczas, gdy inni jeszcze jedzą śniadanie. [doskonale to rozumiem] tak też robił john, przemierzając ściany yosemitów.
zastanawiam się na jakim poziomie są mentalne granice takich ludzi. podejrzewam jedynie, ze te granice są bardzo daleko, w nieporównywalnej z moją odległości. zastanawiam się jak daleko mogę te moje przesunąć...

jeszcze: ines papert.
ines jest właściwie w drodze w himalaje, gdzie chce zdobywać lodowe ściany Kwangde Lho, szejściotysięcznika leżącego w rejonie everestu. bardzo lubię słuchać wspinających się kobiet. polecam jej blog w tej sprawie.

widok na annapurne II z upper pisang

sobota, 6 grudnia 2008

maki

bardzo lubię ten obraz. autorem jest wojciech weiss. obraz z początku xx wieku. widziałam go kiedyś na wystawie w muzeum narodowym. zrobił wtedy na mnie ogromne wrażenie.
letni dzień. para. dzieci? nastolatki? przebudzenie seksualności? przypomina mi się opowiadanie jerzego andrzejewskiego "bramy raju", o średniowiecznej krucjacie dziecięcej. niby dzieci, niby niewinne, a jednak...

czwartek, 4 grudnia 2008

wielka radość!

po dłużej przerwie spowodowanej kontuzjami i innymi takimi wróciłam wreszcie do wspinania. ciekawa sprawa przy tej okazji stała się z moim biodrem. nastąpiło cudowne uzdrowienie (sic!). biodro postanowiło przestać mnie boleć jak tylko dowiedziało się, że idziemy na ścianę. wcześniej zabrałam je jedynie na basen [dla rozruchu].
przy okazji biodra spotkałam jeszcze jednego lekarza. ortopeda w scanmed. kiedy czekałam na swoją kolej, z jego gabinetu wychodziła kobieta. dość tęga, o kulach. była po operacji. lekarz jeszcze w drzwiach zalecał jej rower :).
wspinam się w fajnym towarzystwie. mamy małą, 4-osobową grupę i fajną instruktorkę [anię].

mam nadzieję, że tym razem wróciłam do wspinania na dłużej. pokonanie rożnego rodzaju lęków związanych z wysokością wymaga ode mnie częstego z nią obcowania. rzecz jasna chce również ćwiczyć moje ciało, coby było gotowe do nowych wyzwań w następnym sezonie. bardzo lubię ten rodzaj ruchu. lubię to zmęczenie. mięśnie bolą. czuję, ze żyję. duch tryska radością. :)

poniższe zdjęcia zrobiłam we wtorek. jadąc na budowę zabrałam do plecaka buty do wspinania i w powrotnej drodze odwiedziłam jeszcze sadystówkę. drugiego grudnia pogoda była super. dość ciepło. na ścianie niewiele osób. niebo błękitne, biała skała. słońce, ptaszki... mała przerwa w środku dnia.

poniedziałek, 1 grudnia 2008

wycieczka

mała, niedzielna wycieczka na turbacz. zupełnie zasłużona, po tygodniu ciężkiej pracy. cudnie było [jak to w górach]. na górze ok 30cm śniegu, słońce, piękne chmury, w których ukryły się szczyty tatr. halny ocieplał atmosferę.

zdjęcia poniższe zrobiłam moim telefonem. na ślepo, gdyż wyświetlacz mi obecnie nie działa. całkiem niezły kadr, jak na takie warunki :).