niedziela, 29 marca 2009

zaczeło się!

nareszcie! mamy ją!!
to moje sobotnie zdjęcie z krakowskich plant. wiosna. trawka już całkiem duża, kwitną krokusy, pszczółki pracują. świat pięknieje. jeszcze tylko odrobina deszczu i słońca, a wszystko wybuchnie zielenią. :)
bardzo lubię ten czas. przyroda pęcznieje, soki krążą, a każdy dzień przynosi coś nowego...

planty

piątek, 27 marca 2009

słodkości

ach, ach...
kalwaria zebrzydowska. pawilon rzemiosła nr.2.

kuchnia. marzenie.
idealna do tego, by przygotowywać w niej ptysiowe kremy, różowe napoleonki czy też ciepłe lody. na koniec jeszcze upiec pawia na miodzie i przyjęcie gotowe.
rzecz jasna, nie wypada do takiej kuchni wchodzić bez wieczorowego makijażu, szpilek i koronkowych stringów. brokatowe tipsy w kolorze lilaróż to obowiązek...



ciekawe, kto takie cuda kupuje...

.

środa, 25 marca 2009

baśki

byłam sobie ostatnio na fajnej imprezie.
imieniny barbary. przeniesione na pierwszy dzień wiosny... [i gdzie ta wiosna?]
pierwszy raz miałam okazję dać baśce świeże baśki - prosto z psiklatki :). zawsze się zastanawiałam dlaczego baśki są na wiosnę, zamiast dla basiek, w grudniu...

baśka ma lat 70. chciałabym być w takiej formie w tym wieku. w towarzystwie jej kumpli czułam się wyśmienicie. niektórzy z moich trzydziestoletnich znajomych już przekreślili siebie w życiu. ludzie, z którymi spotkałam się na przyjęciu, tym życiem tryskają. marzą, planują podróże, uprawiają sporty... dzieci odchowane, wnuki właściwie też... niektórzy znają się jeszcze ze studiów. ile to już lat?
baśka pokazywała swoje zdjęcia z madery. ja rozmawiałam z jej znajomymi o górach i morzach. bardzo miło nam czas upłynął.

... tak sobie myślę; 70lat to wciąż młodości pełnia :)

sobota, 21 marca 2009

psiklatka

dziś pojechałam z wojtkiem posprzątać psiklatkę. mam jakiś dziwny sentyment do tego miejsca...
ludzie z klubu wysokogórskiego i naszych skał wycieli wcześniej większość chaszczy za pomocą pił spalinowych. naszym na dziś zadaniem było pozrzucać wszystko niżej i odgarnąć trochę ścieżki. było nas tylko dwoje więc niewiele zdziałaliśmy, jednak zawsze to coś.


wojtek pracował naprawdę dzielnie. pożyczył od właścicieli terenu różnego rodzaju narzędzia i działał. też się starałam, tj. robiłam co mogłam, ale jestem tylko słabą kobietą... :)


po północnej stronie skał leży całkiem świeży śnieg, z góry zwisają sople. pokazują kierunek działania grawitacji :)

właściciele terenu okazali się być bardzo miłymi ludźmi. prowadzą gospodarstwo agroturystyczne. magda jest artystką. pisze ikony... ech :) . marek na zdjęciu poniżej. pies śruba w leasingu [też na zdjęciu]... kompletnie zwariowany, bardzo zabawny. towarzyszył nam prawie nieprzerwanie. dość byłam zaskoczona gościnnością gospodarzy, i nie potrafiłam opanować mojej nagłej sztywności... zdarza się najlepszym. teraz mi trochę głupio, jedyna nadzieja, że nikt nie zauważył ;]


mój pierwszy w tym roku kontakt ze skałą. genialnie... cóż, chyba się zakochałam :)

jeszcze trochę fotek [moich i wojtka] >>

poniedziałek, 16 marca 2009

wspinanie dla każdego

przed południem nie ma tu tłumu ludzi, można za to spotkać różnych, ciekawych wspinaczy...

półtora-roczne bliźniaczki [dziewczynki] przyszły wspinać się z rodzicami. jeszcze ledwo chodzą... może kiedyś będą chciały w skały. może będą wspinać się razem...
tymczasem pokonanie 3m w pionie okazało się być bardzo męczące.

niepełnosprawni. chorzy umysłowo. widziałam też kiedyś grupę ludzi niedowidzących... może nie najtrudniejsze drogi, może bardzo proste. liczy się radość :) a radość jest wielka.

panowie ledwo się zmieścili w uprzęże. mają więcej do dźwigania. muszą mieć więcej siły. szczupła panienka ich raczej nie zaasekuruje. w niczym to nie przeszkadza :). satysfakcja ogromna.


...

sobota, 14 marca 2009

open space

- nieustająco modne w organizacji rożnego rodzaju wnętrz [domy, biura...]. tutaj przestrzeń została otwarta niemal do granic możliwości. przypomina mi dom pana przytomnego z "autostopem przez galaktyki". pan ten mieszkał w domu, wnętrzem na zewnątrz... coś prawie niemożliwego do wyobrażenia... a może coś takiego właśnie?

miejsce to znajduje się w okolicy centrum handlowego plaza, blisko wojewódzkiej komendy policji :) można je zobaczyć z wychodząc ze sklepu decathlon [na lewo]. nie trzeba jechać do bombaju.

ciekawe jak wyglądają ludzie, którzy tam mieszkają... nie miałam odwagi zbliżyć się bardziej. może tak żyją panowie dwaj z mojego poprzedniego wpisu ? :) ?


swoją drogą nie wiem dlaczego fascynują mnie kloszardzi, opuszczone i zniszczone miejsca [ludzie?]... może to romantyczne? sentymentalne?... przemijanie, kruchość życia... marność i pogoń za wiatrem...

środa, 11 marca 2009

wynurzenie

przez ostatnie dni odwaliłam kawał roboty. dałam głębokiego nura w pracę. zdarza się tak od czasu do czasu. teraz chyba należy zaczerpnąć trochę powietrza. jak długo można wstrzymywać oddech?


...za wiele tego powietrza się nie nawdycham... jeszcze ciągle parę rzeczy jest do zrobienia :)


powyżej: fragmenty ostatniej jesieni - do oddychania.
naprawdę trudno | w zalanym wodą powietrzu | znaleźć odpowiednią ilość wolnego tlenu | by wziąć głęboki wdech...

niedziela, 8 marca 2009

czerwony

poniżej zdjęcie bartka dobrocha z ostatniego, internetowego dodatku tygodnika powszechnego...
czerwone [moherowe] berety pań i tegoż koloru ubrania buddyjskich mnichów. piękna ta wspólnota...
niesamowite. :)

sobota, 7 marca 2009

nadsmak

wczorajszy prezent od taty. zupa. przysmak maharadży. uwielbiam ją. mój tato nieźle gotuje, ale ta zupa jest przysmakiem wśród przysmaków. ostra, bardzo smaczna z kwaśną śmietaną lub pomidorami. pomidory powinny być lekko podgotowane, bez skórki, pokrojone w ósemkę. mogą być ze słoika. super kontrastują z ostrym smakiem zupy. zupa powinna być super gorąca, a pomidory lub śmietana raczej zimne. wszystko należy jeszcze posypać świeżą pietruszką. niestety, moja kawalerska lodówka świeci pustkami, więc tym razem musiałam obyć się bez dodatków. :)

znalazłam w internecie przepis, jednak to nie jest dokładnie to, co robi tata. tata daje tam jeszcze paprykę w różnych kolorach, marchewkę i inne takie. nie wiem co dokładnie. to jest jego słodka tajemnica. kiedyś będę musiała go w tej sprawie przesłuchać i nie omieszkam podzielić się przepisem. :)


zanurzyłam się w pracę zupełnie, w wyniku czego milczałam sobie przez prawie tydzień. mam nadzieję wynurzyć się koło wtorku. potrzebuję popływać po powierzchni przez chwilę :P