niedziela, 30 sierpnia 2009

sobota, 29 sierpnia 2009

laguna

kawiarnia laguna, aleja róż, prawie róg placu centralnego.

z cyklu 'miejsca abnegackie':
wystrój tego nie zmienił się chyba od wczesnych lat 90'. tj. wygląda, że lokal zmienił swe ubarwienie. kiedyś był buraczkowo-fioletowo-biało-czarno-ciemnozielony, co widać jeszcze w niektórych elementach wnętrza. teraz, raczej wbrew sobie, dostał pięknych, słonecznych barw :). na szczęście elementy gips-kartonowe i lada mają wciąż tą samą, historyczną formę.

przyszłam tam na galaretkę z owocami. jak zawsze, kiedy jestem w okolicy. tym razem galaretki brak. w ladzie chłodniczej straszy jedynie samotna salaterka z bitą śmietaną. pani poinformowała mnie, że jest to co widać :). zapytałam o kawę, z nadzieją patrząc na ekspres. zepsuty. wyglądał jakby nigdy nie działał. dostać mogę kawę jedynie parzoną lub rozpuszczalna.
nie wszystko można mieć.

piątek, 28 sierpnia 2009

nowa h.

praca zaciągnęła mnie ostatnio do nowej huty aż.
dawno tam nie byłam, choć dość lubię to miejsce...
budynki przy placu centralnym zawsze przypominały mi niektóre warszawskie. skala, przestrzeń, tak inne od tego co w krakowie... tutaj jednak, inaczej niż w stolicy, czas płynie jakby wolniej. nikt nigdzie nie pędzi. wokół ludzie głównie w starszym wieku, siedzą na ławeczkach, nieśpiesznie spacerują... w piątkowe przedpołudnie ulice świeciły pustkami. większość pewnie pracuje w fabrykach.
inny świat.
chyba kiedyś tak nie było. najwyraźniej nowa huta zestarzała się trochę.

wtorek, 25 sierpnia 2009

tatery

[czyli wspinanie w tatrach po raz pierwszy]

pobudka w środku nocy. autobus do zakopanego odchodzi z dworca o 5:35. ten wyjątkowo nie zatrzymuje się pod moim domem. na miejscu 30 minut spóźnienia. znajomi czekali. auto, nudny spacer do morskiego oka... potem, już milej nudny, pod mnicha. ściana w cieniu. bardzo zimno. palce zmarznięte. ciężko było przejść pierwsze 5m. nigdy wcześniej nie wspinałam się z plecakiem. zupełnie inny środek cięzkości. nie było lekko. plecak w połączeniu z kaskiem utrudniał ruchy głowy. przekopane... dałam radę. zdążyliśmy do schroniska chwilę przed zamknięciem kuchni :)



dzień drugi. tabor. długie śniadanie. rozmowy. panowie wytrwale tłumaczyli nam jakąś wariację dróg i zachęcali do wyprawy na kopę spadową. narysowali topo - podobno proste drogi. pod ścianę dotarliśmy koło południa. próbowaliśmy użyć naszej prywatnej mapki. bez powodzenia. chcąc-nie-chcąc zrobiliśmy 'skłodowski pachnie brzoskwinką'. na tą okazje kupię sobie chyba jakiś zapach brzoskwiniowy :P ta droga naprawdę bardzo mi się podobała. 120m prawie pionowo do góry. mam nadzieję, ze w przyszłym roku uda mi się poprowadzić coś takiego.
na razie ledwo dalam radę. w połowie drogi spadł mi mój atc-guide. miałam go przypietego w szpejarce na zakręcanym, ale nie zakręconym karabinku. opierając się o skałę otworzyłam karabinek i wypuściłam przyrząd. ten poleciał na dół i tyle go widziałam. musiał○am sobie radzić na półwyblince. dobrze, że pamiętałam o co chodzi z tym supełkiem.
fajnie, że po tym wszystkim zdążyłam jeszcze na ostatni autobus do krakowa, przy tej okazji pobiłam chyba rekord szybkości na drodze z morskiego oka.


ciągle nie mogę uwierzyć, że tam byłam i że ten mały punkt na zdjęciu to ja...

wtorek, 18 sierpnia 2009

roboty precyzyjne

..

szczególny rodzaj fryzjerstwa...podpatrzyłam przy makdonaldzie - makro - ikea - ulica jasnogórska.
.

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

africa

sklep afrykański, kraków, ulica kalwaryjska.

przechodzę obok niego często. jego obskurny wygląd ciekawi swoją abnegacją. choć wiele lokali przy ulicy kalwaryjskiej wygląda podobnie, ten jest niedościgniony. prosto z trzeciego świata. można tu kupić różne mniej lub bardziej oryginalne rzeczy z afryki, ameryki południowej i innych takich...
uległam ciekawości i przed urodzinami moich przyjaciół wybrałam się na afrykańskie zakupy. czarny sprzedawca ledwo mówił po polsku [abnegat zupełny??]. przez przekorę zupełnie niemuzycznym ludzikom podarowałam afrykańskie grzechotki i zaklinacze deszczu.
cenę, rzecz jasna, twardo negocjowałam :)



więcej obrazków jest gdzieś tutaj

piątek, 14 sierpnia 2009

hura - jura

weekend na jurze północnej nareszcie nastąpił.

piękne krajobrazy, spanie pod gołym niebem i dużo wspinania. tylko dwa dni, niestety. jak wariaci jeździliśmy się z miejsca na miejsce: okiennik, mirów, rzędkowice i jeszcze góra zborów... uff... przemieszczanie się w pionie i poziomie. walczyłam dzielnie, choć niewiele dróg mi się poddało. na ostatnią zostałam niemal wyciągnięta. słońce i wspinanie wycisnęło ze mnie wszystkie siły.
po powrocie, późnym popołudniem regeneracja w wodach zakrzówka... dziwnie... w skałach z całym sprzętem, dźwigając linę wychodzę jakieś 20m w pionie, w zakrzówku jakieś 20m wody pode mną...

tu trochę mirowa:


a tak wyglądają prawdziwi piraci: [nie wytrzymałam zbyt długo w tym przebraniu...tak już mam]

czwartek, 13 sierpnia 2009

jestem piratem

chwilowo.
na skutek piachu, a raczej ziemi, która wczoraj wylądowała w moim oku.
pogotowie na wrocławskiej tradycyjnie bardzo miłe. w większości młoda, profesjonalna obsługa. cierpliwość, jednak konieczna.
mam bardzo dobre doświadczenia związane z tym oddziałem pogotowia. pojechałam tam od razu, zamiast męczyć się z okiem sama w domu. też: po moim małym wypadku na pogotowie miałam bliżej niż do domu.
i dobrze. pani okulistka wnikliwie mnie przebadała. parę dni i wszystko powinno wrócić do normy :). widocznie potrzebuję na chwilę zwolnić tempo.


jakaś fota może niebawem nastąpi :)

środa, 5 sierpnia 2009

urodziny\birthday

w sobotę miałam i był to bardzo smaczny dzień.
rano praca; ostatni etap budowy... robi się pięknie :)
po południu skały. tym razem na wzgórzu 502 [poniżej] nie było łajna na stanowiskach, ale drogi niezbyt mi się podobały... przynajmniej te, których próbowaliśmy [cebulowy okap]. pojechaliśmy do będkowskiej. sobotnie popołudnie świeciło tam pustkami: my i jeszcze jeden zespół, ale na innej formacji [sic!]. powoli próbuję dróg na łabajowej. "krakowskie kobiety" poszły od kopa. fajnie, bo to najwyższy mój os, jak dotąd :)
urodziny zakończyłam późną nocą. trochę łaziłam po mieście, trochę tańczyłam... wszystko, co tygrysy lubią najbardziej :)

zdjęcia poniżej zrobione zostały przez kamilę :- dzięki.

kilka zdjęć jest jeszcze tu i tu.