sobota, 31 stycznia 2009

przedpołudnie

- trening.
jakoś udaje nam się wyrwać tych parę godzin w środku dnia. taki przywilej wolnych strzelców. na ścianie ruch niewielki. cała jest właściwie do naszej dyspozycji... normalni ludzie w pracy lub w szkole. potem lub przedtem musimy to, rzecz jasna, odpracować... niektórzy bardzo rwą się do pracy :)
poniżej parę zdjęć tego, co dzieje się bezpośrednio po naszych zajęciach na panelu.
bartek rzucił się właśnie do swojego iphona.
za ladą: krzysiek, obok ania, nasza instruktorka
luna zdążyła już zaliczyć mały spacer
ludzie ćwiczą się :) i moja pomarańczowa trauma [kto wie, to wie...]

piątek, 30 stycznia 2009

kolekcja

robert kuśmirowski. masyw kolekcjonerski. ze zbiorów roberta kuśmirowskiego i rodziny sosenków. 07.01-22.02.2009. bunkier sztuki. kraków.
kolekcja sosenków to m. in. 40tys. zabawek, 600tys. pocztówek. oczywiście prezentacja w bunkrze jest bardzo ograniczona.
zastanawiam się jak duże trzeba mieć magazyny, żeby pomieścić taką kolekcję. ilość eksponatów jest dość imponująca i przyprawia lekkiego bólu głowy. z niektórymi z nich miałam już okazję bliżej obcować [dzieciństwo itp... :-) szafa stryjeńskiej]. fajnie jest to wszystko zobaczyć. pozwolić otoczyć się przedmiotom, pobyć w przestrzeni.

mam nadzieję, że rodzinie uda się zrealizować projekt muzeum zabawek i dzieciństwa w krakowie. władze naszego miast podobno za nim nie przepadają, a to moim zdaniem błąd.

uwaga: szopka królowej bony znajduje się przy samym wejściu na wystawę, po lewej stronie. łatwo ją przeoczyć. po prawej jest fajny diabełek :)



poniższy eksponat nie pochodzi z masywu kolekcjonerskiego. to moja prywatna kolekcja, niestety tylko fotograficzna. z przedmiotem tym spotkałam się podczas stypendium w kopenhadze. podróżne szachy. niewiele większe od dłoni. ich właścicielem był pewien gracz, którego poznałam w szachowym klubie dla niewidomych i niedowidzących [zdjęcie na samym dole]. oczywiście przedmiot ten umożliwia grę w szachy osobom, które nie mogą go ujrzeć.

środa, 28 stycznia 2009

100% zachmurzone

- niebo.
dom: oświecony elektrycznie przez dzień cały. żywy ogień świecy dotrzymuje mi towarzystwa.
... nie wiem, za czym bardziej tęsknię: za słońcem w dzień, czy za gwiazdami w nocy.

niedziela, 25 stycznia 2009

ale bajzel!

koncert w jaszczurach.
na ostatnim openerze bajzel zrobił na mnie dość dobre wrażenie. chciałam go zobaczyć i usłyszeć w innych warunkach. chłopak jest niezły. podobało mi się, chociaż sądzę, że był trochę zmęczony. dzień wcześniej grał w szklarskiej. dość długo się instalował. pół godziny opóźnienia to swojego rodzaju norma w krakowskich klubach :)
bilety w cenie 5zł (sic!). średnia wieku publiczności chyba poniżej 20lat. na sali teatru 38 obowiązuje zakaz palenia!! sala była właściwie pełna [może więcej niż pełna - byłam z przodu...]. dobra atmosfera, pozytywna muzyka i anioły...

bajzel w stanie lotnym | dźwiękowiec w stanie skupienia
mieszanie dźwięków | zakaz palenia | kamera w stanie spoczynku
końcówka koncertu: publika na scenę - stan rozproszony | anioły

fajny jest wideowywiad z bajzlem na jego majspejsie.
... mój słodki canon g9 wrócił nareszcie do zdrowia = będzie więcej obrazków na blogu :)

piątek, 23 stycznia 2009

ścianka cyfrowa

to coś jest produkowane przez szwedzką firmę digiwall. świeci, wydobywa z siebie dźwięki. skrzyżowanie gry komputerowej i sztucznej ściany. można grać, wymyślać własne gry, w które zaangażowane jest całe ciało :). wymiary podstawowego zestawu to ok 6m długości i 2.75 wysokości. zmieści się w większym i wyższym pokoju. szkoda tylko, że wszystkie chwyty są takie same... :)

środa, 21 stycznia 2009

sceny

moje główne wrażenie:
pustka. brak duchowości. takiej, którą czasem odnajduje się w zetknięciu ze śmiercią. duchowości, która niekoniecznie związana jest z jakąś religią.
to nie jest wada filmu. prawdopodobnie to właśnie jest jego temat...

parę scen w mojej interpretacji [kolejność przypadkowa, z tendencją do chronologii]:
rodzina przy stole, sami artyści odnoszący sukcesy. kto jest największy, najwspanialszy, najsławniejszy?...
nie mówić mamie, że umiera... konsekwentnie i do końca. nawet ksiądz ostatniego namaszczenia dokonuje najciszej jak umie. i to jaki ksiądz ! :)
śmiech córek w szpitalu, przy łóżku matki. dziewczyny trochę przypominały mi panienki z filmu "wniebowzięci", które co chwila chichrają się, odrobinie neurotycznie może.
winda. zacina się. wszystko nie działa tak, jak powinno. mama też nie powinna umierać. wszystko jest nie tak i nie-do-wytrzymania.
ojciec. opuszczony. zapija się... nie pierwszy raz na odtruciu. alkoholik? jedna z dysfunkcji rodziny? umiera. znów jest zabawnie, bo orszak pomylił drogę. tym razem wytrzymane.
opuszczenie. matka w agonii, a jego nie ma. pracuje za granicą. ważny projekt...
seks. poszukiwanie bliskości [trochę tak, jak dziecko szuka matczynego sutka], kompensacja...
przyjaciel. w przeciwieństwie do wszystkich innych jest blisko. milczący. duży, mocny. gotowy znieść wszystko. można się na nim oprzeć. można go sobie stworzyć, do-wyobrazić.
sztuka. kolaże. estetyczne zlepki. odnoszą sukcesy... coś ważnego i intymnego zostaje zdeptane przez krytyków... ryzyko zawodowe :)
skoro wszystko nie działa, nawet ostatni punkt oparcia nie wie czy chce nim być, pozostaje się z tym pogodzić. skoro wszystko się skończyło, to wszystko jest równocześnie otwarte. pozostaje zacząć od nowa.
istnieje szansa...

ok. wyszło mi 11. są podobno 33 :)

dużo słyszałam na temat filmu. znajomi, którzy widzieli, mówili, że piękny... słuchałam wywiadów z autorką, coś tam czytałam... spodziewałam się czegoś zupełnie innego. z drugiej strony...

historia, opowiedziana w tym filmie jest tak niewiarygodna, że może być tylko prawdziwa. :)

chyba wszystkim bohaterom brak kontaktu z własnym wnętrzem, swojego rodzaju racjonalizmu... chyba wszyscy bohaterowie są tego czegoś pozbawieni, albo przynajmniej mają tego za mało, by sprostać sytuacji. chyba wszyscy są niedojrzali. smutne to trochę...


małgoska szumowska, 33 sceny z zycia: strona filmu | jakaś recenzja

niedziela, 18 stycznia 2009

pewna ścianka

kampus uniwersytetu w enschede w holandii. budynek został zaprojektowany przez arons and gelauff architects.
fajne, osobiście jednak wolę wspinanie w skałach. na szczęście mieszkam w takim mieście, gdzie mam do nich blisko. zakrzówek jest tylko parę kroków od kampusu uj. może taka ściana przydałaby się w warszawie, albo gdańsku?
czy w holandii są jakieś skały? - szukałam w internecie, jak dotąd bezskutecznie :]

swoją drogą holenderscy projektanci mają trochę więcej poczucia humoru niż my, tutaj...
[pewnie ostro walczą z wszechogarniającą depresją]

piątek, 16 stycznia 2009

matryca

na pewnym strychu znaleziono miłosne listy sprzed stu lat. zdjęcia, wiersze znanych osobistości dedykowane pięknej kobiecie.

a cóż po nas?
kości pamięci, twarde dyski, esemesy i mejle.
zera i jedynki w miłosnym uścisku.

błąd matrycy.
...

w komórce lokatorskiej jednego z krakowskich apartamentowców znaleziono ponad stuletni laptop w dobrym stanie. jak dotąd nie udało się dotrzeć do jego zawartości. poszukiwania odpowiedniego zasilacza trwają.



wtorek, 13 stycznia 2009

szafa stryjeńskiej

rzutem na taśmę udało mi się zobaczyć wystawę retrospektywną zofii stryjeńskiej. na dzień przed zamknięciem. do ostatniej chwili czekałam na przyjaciół z wielkiego miasta, którzy wyrazili chęć uczestnictwa w wydarzeniu, ale jakoś nie mogli się wcześniej wyrobić. warto było. spędziliśmy razem bardzo miły czas.

nie wszystkie prace mi się podobały. w swoich pamiętnikach stryjeńska pisała o niemożności przekroczenia pewnego progu, o graniu ciągle tej samej melodii. jakby nic innego nie było się w stanie zagrać. ten, swojego rodzaju automatyzm widać było wśród niektórych prac...
moimi faworytami były zdecydowanie prace przygotowane na wystawę w paryżu 1925r. kiedyś dużo czytałam na temat tej wystawy (: przed egzaminami na akademię :). fajna, zaskakująca kolorystyka, fantastyczne i zarazem zwyczajne postacie.
w rysunkach słowiańskich bożków widać, że artystka miała bogata wyobraźnie i poczucie humoru. najbardziej podobała mi się cyca, bogini płodności z kilkoma rzędami piersi :).
nie zapomnę również jej projektów scenograficznych i "świętych obrazków". matka boska z dzieciątkiem pełna męskiej twardości raczej i siły wydała mi się co najmniej dziwna i ciekawa zarazem :)

na zupełnie innej płaszczyźnie prace stryjeńskiej są czymś co towarzyszy mi od dziecka. w domu moich dziadków był zbiór kolęd z jej ilustracjami, pudełka po czekoladkach, w których trzymaliśmy nasze skarby. obiekty tego typu były obecne w muzeum narodowym, co obudziło moje wspomnienia z dzieciństwa :)

w internecie znalazłam zdjęcia fresków na warszawskiej kamienicy autorstwa stryjeńskiej. kamienica została zniszczona w czasie wojny...

na powyższym obrazku widzimy kwadratowe wymiona. byk to czy krowa? para bucha z nozdrzy... a to poniżej? cielak? do czego on sięga? kapelusz jeźdźca też jest niezły, jak i inne nakrycia głów:)


linki : ...... teksty: wysokie obcasy | rzepa | po-prostu | free art | wiki
obrazki: województwo krakowskie | dyngus | różne | tańce polskie | pastorałka |tryglaw i światowid | perkun


sobota, 10 stycznia 2009

niezły laska

kiedy szukałam łysych głów do mojego tablo, natknęłam się na zdjęcia roberta. zrobił on chyba najfajniejsze foty świeżo ogolonej kory jackowskiej. nie będę tu kopiować jego zdjęć. kto chce, niech zaglądnie na stronę. bardzo ciekawe portrety różnych mniej lub bardziej sławnych ludzi. ciekawe ujęcia, poczucie humoru.
polecam też jego, poświęcony fotografii, blog. - ostatni wpis 07stycznia :).


wtorek, 6 stycznia 2009

komóra

przez jakiś czas miałam telefon komórkowy z zepsutym wyświetlaczem. zauważyłam, że niektórzy z nas przestali się przedstawiać, licząc, że telefon zrobi to za nich. :)


poniedziałek, 5 stycznia 2009

...

nowy rok zaczął się dla mnie w sposób dość zapracowany. dopiero teraz zauważyłam, że pierwszy post na tym blogu opublikowałam 02stycznia2008. mała rocznica.

blog powstał on w związku z moją podróżą do azji. rok temu nawet nie myślałam, że będę go dalej prowadzić po powrocie. miał służyć komunikacji z rodziną i znajomymi podczas mojej samotnej, niemal trzymiesięcznej wyprawy. stał się codziennością, formą przekazu mojego zachwytu i zdziwienia światem i ludźmi.

przeczytałam mój pierwszy wpis. przypomniałam sobie jakie uczucia towarzyszyły mi przed wyjazdem. na dzień przed wylotem moja mama i jej koleżanka mówiły, że nigdzie nie muszę jechać, nic nikomu udowadniać. jechać musiałam. udowadniać - nie :).

ta podróż była spełnieniem jednego z moich starych marzeń. przed wyjazdem nie miałam czasu na czytanie przewodników i książek o podróżach. zanudzałam za to wszystkich napotkanych ludzi... że się wybieram i czy gdzieś tam byli. myślę, że dużo, dużo więcej mówiłam o tej wyprawie przed wyjazdem niż po powrocie :). plan podróży kształtował się powoli i głównie w oparciu o te rozmowy. nie miałam pojęcia gdzie jadę, ani żadnych wyobrażeń na temat tamtych rejonów, bo skąd? celem była azja.[ ha ha ha ] azja jest ogromna i różnorodna :).

na początku myślałam o kolejce transsyberyjskiej, japonii, chinach. podróż koleją wydawała mi się trochę zbyt ekstremalna. wybór więc padł na singapur, bo ewa i nepal, bo najwyższe góry na świecie. znajoma para, którą bardzo cenię, była kiedyś na trekingu wokół annapurny. zachęcali. pożyczyli przewodniki, które w polsce zdążyłam jedynie przejrzeć. indie, pomiędzy singapurem i nepalem, wydawały się dość łatwe do podróżowania dla samotnej kobiety, mówiącej po angielsku. nie miałam kompletnie pomysłu co tam chcę zobaczyć, ile czasu na to potrzebuję. same indie są większe niż europa. darek, instruktor wspinaczki rzucił hasło: hampi. uwielbiam wspinanie, więc uczepiłam się hasła i to poniekąd zdeterminowało mój plan indyjski.

w tej mojej wyprawie najważniejszy chyba był kontakt z innością w oczywistej formie. różne zabytki, sławne miejsca to był tylko dodatek, punkty wyznaczające drogę na mapie. najważniejsza była ulica, jedzenie, przejazd indyjskim pociągiem, przejście przez singapurski city-link, czy zobaczenie jak ludzie uprawiają ziemię prawie 3tys. metrów nad poziomem morza.

trochę tęsknię za szalonymi indiami i spokojną atmosferą w hampi. na himalaje chciałabym kiedyś znaleźć inny sposób. niektórzy pytają mnie, gdzie się teraz wybiorę. nie wiem czy, gdzie i kiedy... staram się dostrzegać inność na co dzień.



na filmie: przejazd przez bombaj: laurent [śpiew], yutaka i ja, proponuję włączyć dźwięk.