sobota, 28 lutego 2009

element widoku

moim zdaniem to bardzo ważny element tego miejsca. szczególnie o tej porze roku, kiedy stolików przed wejściem brak i obserwacja ulicy, siłą rzeczy, ogranicza się do okna wystawowego. umożliwia on widzenie stereofoniczne, widzenie wgłąb. z danych, tworzy nowe obrazy jak kalejdoskop.



jeszcze małe spostrzeżenie:
chyba wiosna jest już gdzieś w pobliżu... :) śnieg w mieście prawie całkiem stopniał w ciągu niespełna tygodnia!

piątek, 27 lutego 2009

moje ulubione

z pewnością należy do nich galeria sztuki polskiej xx wieku w gmachu głównym muzeum narodowego [oczywiście polska sztuka xx wieku, sama w sobie również].

lubiłam przychodzić tu jeszcze w liceum. wtedy ekspozycja ta wyglądała trochę inaczej. zajmowała mniej metrów kwadratowych, obrazy wisiały jeden na drugim, człowiek potykał się o rzeźby i czasem trudno się było w tym wszystkim połapać. bywałam tam wtedy średnio parę razy w roku i szczerze mówiąc brakuje mi teraz paru obiektów...

po ostatnim remoncie galerii przybyło przestrzeni, wszystko zostało lepiej ułożone. dzieła mają czym oddychać i widzowie chyba też :). lubię tu spędzać czas, gdy na zewnątrz zimno i wilgotno. to jeden z moich sposobów na pochmurne, niedzielne popołudnia. gorąco polecam. w niedzielę wejścia na ekspozycje stałe jest darmowe, ludzi niewiele i kawy można się napić. w sumie, niezła to alternatywa dla galerii handlowych :)

poniżej: alina szapocznikow, stanisław wyspiański i maria jarema.

więcej zdjęć >>

czwartek, 26 lutego 2009

hot lemon ginger with honey

wreszcie znalazłam świeży imbir w mojej okolicy :) pani w sklepie stwierdziła, że miewają takie wynalazki... ech...
w indiach pijałam takie rzeczy w dużych ilościach, czasem też z liśćmi świeżej mięty. bardzo dobre. dużo imbiru, dużo cytryny, miód, gorąca woda. rozgrzewa, pobudza i jest pyszne.
imbir można zetrzeć, cytrynę wycisnąć. wszystko dobrze ugnieść za pomocą barmańskiego tłuczka do drinków... z zielonymi liśćmi mięty całość nabiera innych kolorów i smaków. równie dobre.
tak ten boski napój wyglądał dzisiaj:


.

wtorek, 24 lutego 2009

ostatki

jedna z moich ulubionych tancerek: sylvie guillem [wczoraj skończyła 44lata] jako mokra kobieta [wet woman]. choreografia mats ek - jeden z moich ulubionych choreografów - uwielbiam jego poczucie humoru :)
ta kobieta, oprócz techniki tańca ma niesamowitą świadomość ciała. porusza się tak jak potrzeba: nogi unosi nie za nisko, nie za wysoko; jeśli trzeba równolegle do podłogi to tak jest. nie popisuje się, jest precyzyjna w każdym, najmniejszym ruchu.
poza tym: jak ona w tej szmacie wygląda... och, ach!!

niedziela, 22 lutego 2009

mikro

czasem, za sprawą mojej przyjaciółki, zanurzam się w mikro świecie okrzemek. ta kolekcja przyjechała z baśką prosto z jeziora bajkał. czyż nie są piękne?? na co dzień nie sposób zobaczyć je w tej postaci, a przecież tyle ich wokół. to, że tak trudno je dostrzec czy zbadać, nie znaczy, że ich nie ma. różnorodność form, tysiące gatunków. jedne z najprostszych form życia.


więcej zdjęć >>
baśka, wielkie za nie dzięki :)

środa, 18 lutego 2009

kocie ćwiczenia

stoję na jednej nodze z zamkniętymi oczami i powoli liczę do 60. na razie tylko tyle daję radę. pod koniec ruszam głową i tracę balans zupełnie :) - to w związku z kolanem...


niedawno był podobno dzień kota.
przez 8lat byłam właścicielką niezwykłej kotki o imieniu zero.
zero ze śmietnika.
...
więcej zdjęć >>

sobota, 14 lutego 2009

noc

właśnie tak wygląda moje miasto w nocy. musiałam chwilowo zrezygnować z roweru, choć ten bardzo lubię, kiedy biało i śnieg wszędzie... kolano jednak... w tej sytuacji mam okazję poużywać trochę komunikacji miejskiej :) jest pięknie [pod warunkiem, że to tylko chwila]

basztowa

parę moich zdjęć z zimowego krakowa jest także tu.
.

czwartek, 12 lutego 2009

znaczki w kryzysie

może nie jest to najbardziej świeża sprawa, ale dawno się tak nie ubawiłam:D i nie mogłam się powstrzymać... może kryzys nie jest zabawny, ale twórczy jest na pewno :D
przyszło to do mnie z pocztą od joli "brand logos after the crisis"- dzięki wielkie. nie wiem kto to wymyślił, szukałam w necie autora, ale znajdywałam tylko kolejne blogi z podobnymi rzeczami.

tutaj zaledwie kilka znaczków. więcej ich wykopałam:
tutaj i tutaj a także tam. tu bardziej hiszpańsko i tu też. na każdej z tych stron trochę inne spojrzenie na sprawę. tu z kolei tylko ford. :) miłego oglądania.

poniedziałek, 9 lutego 2009

chcę do hampi

dokładnie rok temu bawiłam tam w najlepsze. chcę słońca, chcę prawdziwych skał!! czekam na wiosnę, marzę, przeglądam zdjęcia i piszę trochę o tamtych miejscach...

w indiach jest generalnie ciężko z mapami. występuje ich znaczący niedostatek, a te które są, bywają dość dziwne [jesteśmy w ten sposób skazani na rikszarzy i innych przewodników] . na początek zatem plan sytuacyjny [obszar około 2x2.5km - nieduży].
[mapę proponuje zobaczyć w nowym oknie]

hampi
leży w stanie karnataka, na południu indii. najprościej jest tam dojechać bezpośrednio z bangalore [stolica stanu] lub z przesiadką z bombaju. najlepiej za pomocą nocnego autobusu. ten z bangalore dojeżdża do samego hampi [ok. 12h], ten z bombaju do hospet [ok.14h], trochę większej miejscowości, położonej ok. 17km od hampi. w hospet też jest najbliższa stacja kolejowa.
dworzec autobusowy w hampi leży w pobliżu hampi bazaar. to główna ulica handlowa w wiosce. na obu jej końcach są świątynie; jedna, ciągle w użyciu, druga to ruiny... po tej stronie rzeki jest dużo fajnych miejsc do noclegu, tutaj też znajduje się cały kompleks zabytkowych obiektów sakralnych.
tereny dobre do wspinania są tu właściwie wszędzie. najwięcej wspinaczy można jednak spotkać po drugiej stronie rzeki [hampi island]. zatrzymują się głównie w goan corner i jego sąsiedztwie. goan corner to miejsce przyjazne dla ludzi lubiących się wspinać; mają tam crash-pady czy buty do wypożyczenia dla potrzebujących [lepiej jednak mieć własne]. w zeszłym roku magnezja była dla nas cenna jak złoto, ale podobno mają ją teraz sprzedawać na miejscu.
po drugiej stronie skał jest m.in. baba cafe. tam też można znaleźć nocleg czy pożyczyć crashpad. tara robi pyszne jedzenie. atmosfera jest tu bardziej kameralna. czasem przemknie tamtędy jakiś baba z odpowiednim towarem ;). dwa duże głazy są tuż, pod ręką.

nie ma jeszcze żadnego topo na temat hampi. rohit [na boulderze powyżej] zgromadził odpowiednie materiały, które są właściwie gotowe. trzeba to wydać. potrzebny inwestor. kontakt do rohita przez jego stronę internetową [właściwie jego trzy strony].

numery telefonów do goan corner - huts & restaurant, hampi island - shamila [na zdjęciu] i taco: +91 9448 212 621, +91 9448 718 951. goan corner jeszcze nie ma swojej strony internetowej, ale ma swoja grupę na facebook. :)

numer telefonu do tary z baba cafe [na zdjęciu]: +91 9449 432 542
można zadzwonić z polski i coś sobie zarezerwować. rok temu nie było dla mnie miejsca w goan corner i okolicach, więc do końca mieszkałam w wiosce [hampi island, żółty punkt na mapie powyżej]...



więcej zdjęć z hampi jest tutaj i tutaj [zdjęcia yutaki]. zdjęcia w albumie hampi są ułożone tak, by dać jakiś przybliżony chociaż, obraz mojego dnia w tamże, a właściwie dwóch dni. brakuje jedynie zdjęć od krawców i z kafejek internetowych - te uzupełnia album yutaki :)

więcej informacji od różnych innych ludzi w linkach z/o podróży [boczny panel]. w facebook można znaleźć grupę dotyczącą hampi i tyrystyki w stanie karnataka.

hampi to naprawdę ciekawe miejsce nie tylko dla tych, którzy się wspinają. warto tam pojechać na dłużej... na miesiąc lub dwa? najlepszy czas na to jest od początku listopada do końca lutego.

oczywiście powyżej temat jest tylko przeze mnie zarysowany... w hampi są jeszcze takie rzeczy jak jeziorko, w którym można pływać, co nie jest w indiach tak oczywiste, czy świątynia małp. wszystko to po stronie hampi island. na końcu hampi bazaar, przy ruinach świątyni są fajne miejsca do mieszkania... i wiele innych do odkrycia po obu stronach rzeki. :) :) :)


inne linki [ang]: hampi | hampi | hampi na wiki- ang | hampi na unesco | karnataka state | karnataka turism | karnataka turism |

.

niedziela, 8 lutego 2009

na indie mnie wzięło...

rok temu, w lutym byłam sobie w indiach. temperatura ok 30st, słońce codziennie... ledwo sie dało wytrzymać.
wczoraj był piękny dzień. zapachniało wiosną, co do której nie ma pewności: prawdopodobnie jest jeszcze w dalekiej oddali, choć ptaki rano drą się wniebogłosy i czasem świeci słońce. wzięło mnie zatem, w oczekiwaniu na wiosnę [i na wakacje, rzecz jasna]...

poniżej fragment mojego przewodnika lonely planet. mapa indii z zaznaczoną trasą i najważniejszymi miejscami. zdecydowanie najważniejsze było hampi :)





moja indyjska droga szła tak:
przyleciałam do bangalore [bangaluru]
wycieczka do mysore [cały dzień w drodze, paręset kilometrów]
z bangalore do hampi - 12godzin w autobusie, który mnie zawiózł prosto do hampi
hampi bombaj [mumbai] 14godzin w autobusie, wcześniej motoriksza hampi-hospet
potem mt.abu: z bombaju do abu road pociąg - uwielbiam indyjskie pociągi, potem jeszcze parę godzin w autobusie.
następnie jodhpur - mieliśmy jechać do jaisaimer, ale ja już nie miałam siły. [za pomocą autobusu]
dalej, również autobus do pushkar - ciuchy, świątynie, wesela, dużo białasów, święte jezioro, pustynnie, wzgórzasto.
potem delhi z przystankiem w agrze [taj mahal] wszystko autobusem. w agrze chyba dwie noce. do taj jest najlepiej pójść wcześnie rano. potem są tam tłumy, głównie hindusów, a wszak tych jest ponad miliard :)
potem sobie poleciałam do nepalu i znów do delhi. przedłużyłam pobyt w indiach o jeszcze tydzień i pojechałam pociagiem do varanassi - 12h w jedną strone. pociąg w drodze powrotnej miał pieciogodzinne opóźnienie :) takie te indie są...
razem w indiach spędziłam 7 tygodni, 4 w nepalu, 1 w singapurze.

jeśli chodzi o przewodnik lonely planet: jest duży i ciężki. mapy i plany miast ma najgorsze z możliwych. chyba nawet nie trzymają skali. lepiej się nimi nie posługiwać. przewodnik daje pewne wyobrażenie. dobrze jest jakiś przewodnik mieć. milej jest siedzieć w ładnym miejscu na kawie, niż w ciasnej i dusznej kafejce internetowej zastanawiać się co dalej.
w czasie ostatniego roku internet nagle zaroił się wiadomościami o różnych ciekawych krajach w języku polskim. kiedy wyjeżdżałam było ich bardzo niewiele i z reguły zbyt obszerne jak dla ludzi, którzy nie maja czasu...
teraz oprócz globtrotera jest jeszcze koniec świata, portal założony przez dziennikarzy trójki, jest portal na temat azji i masę innych [co mogę wkładam na bieżąco do linków z/o podróży]. polacy zwiedzają świat :)

sobota, 7 lutego 2009

piątkowo

piatek znów na koncercie. tym razem ptasiek. strasznie dawno nie widziałam tych wszystkich twarzy na raz. ostatnio chyba jeszcze w zeszłym roku :) trochę ostatnio chodzę bardziej swoimi drogami. taki czas.
o koncertach chłopców już tu pisałam wielokrotnie, wiec nie będę więcej na razie. :)
poniżej: tomek i dawid, słuchacz z zośką w tle; moja droga do domu - most piłsudskiego zaprasza na podgórze [nocą]. z tym zaproszeniem to różnie bywa: raz świeci zielone, a raz czerwone światło - trzeba mieć refleks, ewentualnie trochę szczęścia...

kazimierz
kazimierz
kazimierz-podgórze
kazimierz-podgórze

wtorek, 3 lutego 2009

kobieta absolutna

dzisiaj jest 100 rocznica urodzin simone weil.
od dawna interesuje mnie ta postać. filozof, mistyk, osoba o niebywałej inteligencji i wrażliwości. silna i słaba zarazem. inspirująca środowisko, wolna i chyba piękna :)


zastanawiam się, co stało za postawą simone. w dzisiejszych czasach, kogoś, kto odmawia jedzenia traktujemy jak anorektyka i wysyłamy na leczenie. dlaczego simone próbowała zniszczyć swoją kobiecość? czy była zgwałcona? - pchała się w różne dziwne miejsca.; fabryki, wojny... według niej gwałt był czymś najstraszniejszym... a może była lesbijką? - lubiła dziwne zestawienia ubiorów - damsko-męskie [lata 20,30 xx w.] a może jedno i drugie... czy jeszcze coś zupełnie innego...
simone miała starszego o parę lat brata, z którym się wychowała, który nauczył ją czytać. byli ze sobą bardzo związani. początkową edukację zapewnili im rodzice. później simone na listach do matki podpisywała się jako syn.
...


nie dotarłam jeszcze do bardziej szczegółowego życiorysu weil. na studiach czytałam myśli w tłumaczeniu czesława miłosza, co rozbudziło moje zainteresowanie postacią i filozofią simone. ostatnio przeczytałam książkę pt. simone weil, kobieta absolutna gabrielli fiori [stąd moje powyższe przemyślenia]. prawdopodobnie kiedyś wrócę do jej pism i książek o niej. jedna taka czeka już na półce. :)
na myspace znalazłam profil simone... jeszcze nie umarła...