sobota, 27 lutego 2010

logo

bardzo dobrze znajoma firma ;-)
została założona na początku lat dziewięćdziesiątych. przez pierwsze lata zajmowała się  czym popadnie.  potem powstała piekarnia [kto by to przewidział!!]... logo i nazwa są częścią tamtego czasu. w całej, nowej polsce rożnego rodzaju "pole" i "eksy" rodziły się jak grzyby po deszczu :-). nazwy i loga-zlepki. szalony był to czas.
od dawna pomagam im z różnymi małymi rzeczami graficznymi i innymi. od zawsze wkurzało mnie logo - niespójne i niepasujące do piekarni.
nareszcie coś z nim zrobiłam! - wymyśliłam czcionkę. powstała w oparciu o stary znak firmowy - literkę "h". myślę, że jest ładna i odpowiednia dla tego typu działalności. samo logo w jakiejś bardziej zwartej formie pozostaje do opracowania. pomysł dojrzewa :-)

logo

czwartek, 25 lutego 2010

niedziela, 21 lutego 2010

były sobie wakacje

to było bardzo już dawno temu. dziś dotarło do mnie to zdjęcie. autorem jest chyba ania. zdjęcie zrobione w margalef [11grudnia]. chyba najpiękniejszym miejscu jakie odwiedziliśmy w naszej podróży przez hiszpanię. magia w czystej postaci. szkoda tylko, że pogoda nas stamtąd tak szybko wygnała...

moje obrazki ciągle nie przeglądnięte. zjedzona przez pracę nie mam ostatnio czasu nawet na treningi. w moim przypadku to oznaka naprawdę kryzysowej sytuacji. sezon się zbliża i człowiek będzie chciał więcej i smutno będzie mu patrzyć jak inni się rozwinęli... nie chce mi się ciągle praktykować pokory :) na razie praktykuję ją kiedy wreszcie uda mi się dotrzeć na panel - może wystarczy??
pozostaje mieć nadzieję na piękny sezon i  na to, że forma przyjdzie kiedyś tam wreszcie i  na czas...


wtorek, 16 lutego 2010

lifting

po dłuższej przerwie wchodzę i nadziwić się nie mogę. novotelowy bar po remoncie! 
przyglądam się i zastanawiam, czy ten remont miał jakiś sens. czy nie fajniej, oryginalniej było tu poprzednio
moim zdaniem stare wnętrze, cokolwiek by dyskutować z estetyką było bardzo spójne stylistycznie. jeśli poprzednio nie rozumiałam zestawienia materiałów teraz nie rozumiem już całej idei wnętrza.
dawne, skośne deski z sufitu bardzo dobrze pasowały do tego co jest za barem, a przewaga ciemnego koloru tworzyła specyficzną atmosferę...
obecny, jasny kolor jest bardzo pospolity i wcale do mnie nie przemawia. alkohole chyba lepiej wyglądają na białym lub ciemnym tle. poprzednia zieleń znacznie lepiej zgrywała się z mosiężnymi krzesłami.
problem zestawienia materiałów pozostał. w nowym wnętrzu brak dopełnienia do marmurowych blatów i mosiężnych krzeseł jest dla mnie dużo bardziej trudny do akceptacji. szczytem wszystkiego jest dobór wykładzin. jak można takiego dokonać - nie wiem. 
wszystko ani ładne, ani funkcjonalne. a tak niewiele było potrzeba...


sobota, 13 lutego 2010

na-narty

mój pierwszy raz na turach. od dawna chciałam tego spróbować. w ciągu ostatnich 10 lat na nartach byłam zaledwie trzy razy. umiem na nich jeździć od dziecka i lubię ten sport, tylko jakoś nie wychodziło [tłum na stokach mnie trochę przeraża, a współczesne narty mają zbyt okrągłe, jak dla mnie, kształty...]

niedziela - okolice wadowic. pożyczony sprzęt. droga przez las, pola, osady. grota skalna z lodospadem i całym mnóstwem sopli. dobre towarzystwo.
na początku nie mogłam uwierzyć, że narty wyposażone w foki nie jadą do tyłu. nawet nie zauważyłam, że do desek mam przypięty całkiem spory kawałek tkaniny :-). trochę bałam się jazdy w dół przez starodrzew, zwłaszcza, gdy  uświadomiłam sobie, że nie mam kasku, a drzewa to nie elastyczne tyczki :-). szybko nabywałam nowe umiejętności i nawet próbowałam jechać telemarkiem - fajnie tak :-)
przystanek w grocie skalnej stał się przyczyną mojego przeziębienia. następnym razem będę mieć w plecaku jakąś puchową kurtkę na takie sytuacje. może trzeba też pomyśleć o zakupie własnego sprzętu?? - jeszcze się nad tym zastanowię :-)


więcej zdjęć jest tutaj.

piątek, 12 lutego 2010

zagadka ornitologiczna

czy ktoś wie, co to za ptak? pierwszy raz je widzę w krakowie. jest ich bardzo dużo w tym roku. co one tutaj robią???
te egzemplarze spotkałam na zakolu wisły pod maggha.


[skałka bez balona wygląda bardzo przyjemnie ... :-)  nie mogę się nacieszyć!!!!]

czwartek, 11 lutego 2010

wielki błękit

nareszcie mam swoją. strasznie długo na nią czekałam. nie zdążyła przybyć przed moim wyjazdem na grudniowe wakacje. siedemdziesiąt metrów do nieba :-). 
...cierpliwie czekam na sezon w jurze :-)

sobota, 6 lutego 2010

widok

balon odleciał na wakacje. na widok pustego miejsca odetchnęłam z wyraźną ulgą. poczułam jakby kamień spadł mi z serca. czasem zastanawiam się nad wrażliwością estetyczną ludzi odpowiedzialnych za zaśmiecanie widoku za pomocą przedmiotów tego typu. kompletny brak poczucia proporcji i kontekstu. czy oni są ślepi? może ktoś nabił ich w butelkę za pomocą wizualizacji? - technika komputerowa może być doskonałym narzędziem manipulacji. na dodatek nie trzeba przy tym kłamać. wystarczy odpowiednio dobrać kąt i miejsce patrzenia. :-)
mam nadzieję, że urzędnicy przemyślą swoją decyzję raz jeszcze i balon zniknie na dobre jak tylko kontrakt wygaśnie. 

piątek, 5 lutego 2010

strajk

nie wiem jak długo tak można, ale ostatnie dwa tygodnie były dla mnie koszmarne. nic tylko praca. prawie zero treningów, mało czasu dla siebie, przyjaciół... pracowałam średnio piętnaście godzin na dobę netto. wolny ledwie kawałek niedzieli. nagromadziły się różne "sytuacje awaryjne"... tak to już czasem  bywa.
siedzenie przed komputerem jest bardzo dużym wysiłkiem fizycznym. mam wrażenie, że jest bardziej kontuzjogenne niż niejeden sport. nie można też być zbyt twórczym w takiej sytuacji.
dziś już nie dałam rady. głowa, ręce i kręgosłup odmówiły mi posłuszeństwa i zażądały przerwy...
higiena to podstawa.
mam nadzieję, że przyszły tydzień będzie już spokojny :-)