niedziela, 2 listopada 2008

łuna

nie wiem kiedy znikła z polskiego, listopadowego krajobrazu. przed dziesięciu laty jeszcze tutaj była. może wciąż w polsce istnieje jakieś miejsce, gdzie można ją spotkać.
kiedyś, w czasie zadusznym, palące się na cmentarzach znicze tworzyły łunę, którą widać było już z bardzo daleka. w ten sposób cmentarz różnił się od innych wieczornych iluminacji. tętnił blaskiem otwartego ognia. specyficzny zapach i ciepło unosiły się ponad nim. cienie ludzi i nagrobków tańczyły w zadymionym powietrzu. atmosfera podkreślała mistycyzm święta na styku światów.
nie wiedzieć kiedy, technologia uwięziła ogień pod blaszanym wieczkiem. z wiejskich cmentarzyków powoli znikają krzyże, które kiedyś przebijały listopadowy dym prosto do nieba.

spróbuję za rok kupić lampki takie, jak na zdjęciu poniżej, żeby choć trochę ognia puścić wolno [z dymem i w siną dal].

powyżęj cmentarze, z różnych powodów mi bliskie.

Brak komentarzy: