środa, 30 grudnia 2009

HOLA !

el chorro, andaluzja


przepraszam, ze nie odpowiadam na wszelkie życzenia  świateczno-noworoczne, ale jestem z dala od komputera od mniej więcej 6 grudnia :).
zdjęcia i inne jak wrócę do polski, tj już niebawem: 9stycznia.
na razie tylko pozdrawiam wszystkich ciepło. nareszcie za mną drugi dzień prawdziwego wspinania i prawdziwie słonecznej pogody. andaluzjię nawiedziły ostatnio powodzie i wichury. nie są to zbyt radosne doświadczenia dla ludzi. tych co mieszkają pod namiotami, zwłaszcza. mam nadzieję, że obecna pogoda utrzyma się do końca moich wakacji.
tymczasem wszystkiego dobrego w nowym roku życzę wszystkim :)
i do zobaczenia...

niedziela, 6 grudnia 2009

najważniejsze

przedmioty do zabrania na wyjazd wspinaczkowy... powoli robi się tego coraz więcej w moim domu :) bardzo lubię te wszystkie szpeje. start coraz bliżej. będę się starać by tu coś wrzucić od czasu do czasu.


sobota, 5 grudnia 2009

świtanie

przez ostatnie dwa miesiące właściwie nie odrywam się od komputera. może dlatego każdy kawałek przyrody za oknem tak bardzo mnie wzrusza. np. takie nieszczególne świtanie. tuż przed wschodem słońca...


czwartek, 3 grudnia 2009

przyleciały

first angel in the city


to chyba znak, że idą święta :).
te anioły lubię bardzo. może z wyjątkiem podstawy, która do aniołów nie pasuje całkowicie [dlatego jej nie ma na zdjęciu]. jakby nie można było zrobić podestu w formie cylindrycznej, zgodnej z formą anioła... wtedy nawet jakaś reklama na nim nie przeszkadzałaby zbytnio.
kiczowata szopka z placu pod urzędem miasta jeszcze spoczywa gdzieś w magazynach. może jej nie zobaczę w tym roku. wszak wakacje niebawem :)


a.......... moje domostwo wróciło do świata. admin milczy dalej.

poniedziałek, 30 listopada 2009

poza światem

w niedzielę padł mój internet. telefon naszego administratora milczy też.
w tym momencie nie mam zupełnie czasu na tego typu przygody. przeniosłam się zatem z moją pracą do znajomej knajpy, gdzie brak drzew i ptaków za oknem rekompensują mi koty.


sobota, 28 listopada 2009

prezenty

od taty... słój super smalcu domowej roboty. chyba pyszny... tata czasem zapomina o moim braku entuzjazmu dla tego typu spraw... prezent posmakował chyba bardzo moim sąsiadom. przylatują codziennie rano większą gromadą. cały dzień obsiadują okoliczne drzewa. mam miłe, acz płochliwe towarzystwo i dużo radości :)


piątek, 27 listopada 2009

kolekcja II

takie wnętrze mogłoby być częścią instalacji roberta kuśmirowskiego [masyw kolekcjonerski, bunkier sztuki styczeń-luty 2009]- że też on na to nie wpadł :)
na studiach bardzo lubiłam tego typu miejsca. szukałam w nich inspiracji i o dziwo, czasem ją znajdywałam. wśród różnych przedmiotów, bliżej przeze mnie nieznanego przeznaczenia...
sklep mieści się w podgórzu, blisko ronda matecznego. oprócz rzeczy elektrycznych i elektronicznych można tu również kupić sznurowadła [za zdjęciu biało-czerwone]. podobno są potrzebne do przewlekania kabli przez peszle. czasem w pudełku na schodach śpi sobie kot. :)





czyż to nie jest matrix jakiś, albo tokio??

czwartek, 26 listopada 2009

wytrzymka

i wcale się nie dziwię, że na treningu wytrzymałościowym daję radę :P



powyższe foty to zbieranina, którą otrzymałam od przyjaciół po naszych hulANKACH. dzięki wielkie.

sobota, 21 listopada 2009

tydzień z drzewa




zmiana dekoracji. kurtyna liści opadła. deficytowe o tej porze roku światło bez przeszkód sięga gleby.

piątek, 20 listopada 2009

moje duńskie śniadanie

jesień to czas na przysmaki. takimi oto karmiłam się w czasie mojego stypendium w kopenhadze... dobrze było tam i z tymi ludźmi :). od tamtego czasu śniadania są dla mnie chyba najważniejszym posiłkiem w ciągu dnia.


to jest naprawdę proste:
[przepis na dwie osoby]

200g płatków owsianych [lubię górskie], podgotować lekko na wodzie z rodzynkami i szczyptą soli. wrzucić do miseczek. na wierzch odrobina masła, trochę cukru i cynamon. jest pyszne i chyba zdrowe. jakieś 500 kcal na osobę przydaje się w chłodne dni :)

wtorek, 17 listopada 2009

poniedziałek, 16 listopada 2009

oferta

zadzwoniła dziś do mnie miła pani z ofertą od mojego operatora: "darmowe 30min do wszystkich sieci", za jedyne ileś tam złotych miesięcznie. pani szybko, acz wyraźnie powiedziała, że minuty są darmowe ale, w związku z tym mój abonament będzie o jakąś tam sumę droższy.
manipulacja czy nieznajomość języka polskiego?


tylko dlaczego myślę, że to normalne, że to nic szczególnego...??

piątek, 13 listopada 2009

na sztukę czas

znów odległa sprawa... niestety ciągle jeszcze nie zakończona...
cokolwiek by mówić, to wprawę w malowaniu transparentów mam już niezłą. :) tzw. sztuka użytkowa. oczywiście ci, którzy malowali podobne dzieła przed 1989 rokiem byli prawdopodobnie o niebo w tym lepsi. na szczęście czasy obowiązkowych pochodów pierwszomajowych i innych tego typu defilad mamy już za sobą.  :)

środa, 11 listopada 2009

dawno, dawno temu

już chyba trzy tygodnie minęły od tamtej niedzieli. czas płynie tak szybko... przyroda szybko się zmienia... mam wrażenie, że prędkość przemijania wzrasta wraz z moim wiekiem. kiedy byłam małą dziewczynką, rok wydawał się być niewyobrażalnie długi, właściwie poza zasięgiem percepcji... dla ośmioletniej dziewczynki, to wszak jedna ósma życia. w tamtych czasach jedynie wakacje były zawsze za krótkie, było ich zawsze za mało...
wraz z wiekiem mam coraz więcej planów i marzeń i coraz mniej czasu na ich realizacje.

na tamten weekend miałyśmy z kasią ambitne, górskie plany. niestety nagła zima, moje przeziębienie i praca trochę nam je pokrzyżowały. nasz plan na weekend w tatrach skróciłyśmy pierwotnie do jednego dnia w gorcach, a następnie do przedpołudniowego spaceru na górę chełm w myślenicach :) nieźle. drzewa były wtedy jeszcze zielone i mgła przepiękna...




cyfrowy świat

od dwóch tygodni mam nowy komputer. jest nieźle, ale nie super.
komputer nowy, nowy system . ciągle wiele rzeczy mi nie działa i kompletnie nie wiem dlaczego...

np:
dlaczego program canona mówi mi, że moje obrazki nie zostały zrobione tym aparatem? w opisie obrazka ma wyraźnie napisane czym zostały zrobione... [canonem, rzecz jasna]
albo:
dlaczego mój cudowny komp nie widzi zawartości ważnego dla mnie dysku zewnętrznego?
...nie mówiąc o szeregu różnych małych, fajnych programików, którymi do tej pory posługiwałam się i których nie mogę teraz z jakiś tajemniczych przyczyn uruchomić.
stąd tak mało mnie tutaj ostatnio. wolny czas spędzam na borykaniu się z problemami cyfrowego świata.... ech :)

poniedziałek, 9 listopada 2009

hulANKI




tak było w sobotę... czas przetańczony do rana. łydki bolą mnie dziś dopiero. i chodzić nie bardzo jest jak :)
i jeszcze:  przeziębienie odeszło w całkowity niebyt. wyparowało ze mnie w tańcu :P

piątek, 30 października 2009

syzyfowe prace

codziennie nowa góra na moim biurku. sprzątam systematycznie, ale ta pojawia się znowu. nos zalany, trudno o koncentrację i tak już trzeci tydzień...
mam dość.
weekend domowy. szkoda, bo jesień piękna i cmentarze z pewnością cudnie wyglądają... szczerze mówiąc w te listopadowe święta lubię nawet korki na drogach... światła zniczy i reflektory samochodów...


wtorek, 27 października 2009

bezproduktywnie

w poniedziałek był podobno najbardziej bezproduktywny dzień roku. dla mnie był to chyba najbardziej bezproduktywny dzień w ostatniej pięciolatce :)
tuż po północy padł mi komputer - właśnie w momencie, kiedy był on bardzo potrzebny. zbieranie się po tej małej katastrofie zajmie mi trochę jeszcze czasu... jak widać nieźle mi idzie.
dziękuję wszystkim za pomoc.



środa, 21 października 2009

...

na początku było słowo...

....
zadbane słowa - materializacja - zadbana rzeczywistość.

poniedziałek, 19 października 2009

jesienność

długie cienie - niskie słońce - mniejsza ilość światła - blask świecy - szarość nieba - [nie]nasycenie kolorów - zapach zgniłych liści - szelest suchych - wiatr i deszcz - herbata i grzane wino - wełna - czarne golfy - spokój i melancholia -  intymność - rozmowa - ciepło drugiego człowieka



przyroda powoli odchodzi - wróci niebawem.

czwartek, 15 października 2009

pięknie jest

wszyscy wokół narzekają na pogodę.

ona jest wolna i nie podlega manipulacjom.
umiarkowany klimat stwarza okazje do doświadczania  bogatej różnorodności aury z jej wszystkimi plusami i minusami. na co tu narzekać??

w zeszłym roku 15 października pływałam sobie wesoło w lazurowej wodzie zakrzówka, chociaż do morsa mi daleko... tej jesieni mamy już pierwszy śnieg za sobą. kiedy spadnie następny, jakie będzie boże narodzenie - kto to wie...

a złota jesień? może przyjdzie za rok.... :D



*kliknij na zdjęcie by zobaczyć je w całości

sobota, 10 października 2009

historia miejsca

kraków, ul.estery 1.

takie obrazy zastali agnieszka, bartek i przemek, kiedy weszli do lokalu. pomagałam im wtedy trochę moim doświadczaniem projektowym -  różne funkcje i wymogi dotyczące baru... wszak estetycznie to chłopcy...

tak wyglądało już gotowe, rok później:

a to drugie urodziny:

w piętek miejsce-bar otrzymało elle style award. moje gratulacje.
całą trójkę znam już długi czas. mieszkaliśmy kiedyś w jednej kamienicy. fajne to były czasy. cała oficyna - 3 mieszkania, sami swoi.
bardzo lubię to, co chłopcy robią ze starymi meblami. nagroda należy im się zdecydowanie za całokształt :).

piątek, 9 października 2009

anioły

...
zaczęłam je robić w boże narodzenie 2008. powstało 20-30. ostatnie dwa właśnie odleciały...

anytime angels

...

czwartek, 8 października 2009

biadolenie bez sieci

tydzień zaczął się niezbyt wesoło.
pierwsze jesienne chłody = pierwsze jesienne przeziębienia. jeszcze w niedzielę gardło odmówiło mi współpracy. poniedziałek i wtorek byłam strasznie słaba...
od wtorku mam problemy z internetem. prawdopodobnie karta sieciowa powoli mi się starzeje. cały sprzęt wymaga pilnej wymiany, ale chcę z tym jeszcze poczekać do nowego roku. może dociągnie.

w sprawie przeziębienia poratowałam mnie kamila. przyjechała z kilogramem imbiru, którego, rzecz jasna w okolicy dostać nie sposób. z drobno startych korzeni zrobiłyśmy kompresy na gardło i zatoki. to niesamowicie grzeje i ból gardła przeszedł jak ręka odjął - odzyskałam mowę.
z internetem pomógł sąsiad grześ. moja karta sieciowa najwyraźniej nie chce jeszcze wylądować na śmietniku.

w środę, po trzech tygodniach przerwy, ciągle przeziębiona udałam się na pierwsze po wakacjach zajęcia na sztucznej ścianie. łokieć działa już lepiej. pot i ruch pomagają na przesilenie jesienne :) dłuższa przerwa we wspinaniu dobrze mi zrobiła. mam nadzieję zaliczyć jakieś skały w przyszłym tygodniu!!!

sobota, 3 października 2009

goście

na dwa tygodnie mój codzienny rytm został zachwiany.

józefina zaczęła studia w krakowie i wyprowadziła się parę dni temu.
przyjaciele odlecieli.

wracam.




piątek, 2 października 2009

roof-top restaurant

restauracja na dachu. ulica św. tomasza.

czas w tym miejscu płynie trochę wolniej. odgłosy miasta dochodzą  leniwie, z lekkim opóźnieniem. kraków widziany z góry jest mniej śpieszny, trochę wakacyjny... różne sprawy nabierają innego znaczenia z  tej niecodziennej perspektywy. turyści rzadko tu dochodzą.
jedzenie w restauracji takie sobie. kuchnia studencka, niewymagająca, niedroga. czynne od 9-17, w soboty trochę krócej. w niedziele zamknięte na cztery spusty :(.






bardzo lubię takie miejsca. w indiach rozglądałam się za podobnymi w każdym mieście, do jakiego trafiłam. tylko tam można było odpocząć od ogromnego zgiełku ulicy i namolnych hindusów :). na szczęście takie restauracje są w południowych krajach dość popularne. dużo tam płaskich dachów.

niewiele jest podobnych w krakowie. z powyższego jest zdecydowanie najszerszy widok na miasto. pozostałe to: jubilat, hotel pod wawelem, inny, na drugim brzegu wisły; hotel stary... jakieś jeszcze??

środa, 30 września 2009

prawda

wczoraj, w znajomej knajpie byłam świadkiem następującej sytuacji:
przychodzi pan. zamawia kawę latte. dostaje duże piwo. pan ten nie chce okłamywać żony. powie jej że  przecież piwa nie zamawiał.

niedziela, 27 września 2009

nowe-tynki

na drzwiach wejściowych do mojej kamienicy wisi kartka o zakończeniu robót, odbiorze i zgłaszaniu ewentualnych uwag. przez dwa miesiące pięknego lata miałam równie piękne towarzystwo za oknem. męskie torsy prężyły się przez cały boży dzień. panowie uśmiechali się do mnie, czasem nawet mówili "dzień dobry".
moja prywatność cierpiała. w mieszkaniu najpierw pojawił się styropianowy śnieg w środku lata. następnie okna zostały zasłonięte folią, bym mniej czuła i widziała. balkon w całości należał do prężnych torsów.
broniłam się przed tym wszystkim jak umiałam; tj robiąc panom zdjęcia. skoro nieproszeni  "oni" wkraczali w mój intymny świat...





na szczęście martyrologia ta dobiegła końca. pranie mogę sobie teraz przewietrzać do woli, siebie i mieszkanie również. mogę wyjść na balkon i popatrzyć w gwiazdy. niestety balkon dostał daszku i gwiazd przez ten daszek widać mniej, za to woda deszczowa nie wprasza się już do mojego wnętrza. coś za coś :)

i może tylko torsów mi brak ;)

czwartek, 24 września 2009

aukso

krakowski rynek. koncert z okazji kongresu kultury polskiej.
przeboje krzysztofa komedy zagrane przez tomasza stańko i orkiestrę aukso pod dyrekcją marka mosia.
odpłynęłam.
stańko, jak zwykle oszczędny, nie wysilał się zbytnio -  nie musi, ma już facet swoje lata. [dawno go nie słyszałam.] orkiestra pierwszorzędna. zawodowi muzycy, profesjonalnie przygotowani. - zaskoczyli mnie :)... mimo, że repertuar był popowy, z cyklu "komeda dla każdego"- przez półtora godziny nie istniałam, totalnie pochłonięta przez muzykę. ja bardzo lubię ten stan. :)


środa, 23 września 2009

autumn leaves

no to mamy ją :)
coś się kończy, by nowe mogło się narodzić [za parę miesięcy, ale czas szybko płynie...]

wtorek, 22 września 2009

dzień bez auta

dużo dobrego stało się w tych sprawach ostatnimi laty. ciągle to jednak tzw. kropla w morzu. coraz więcej rowerzystów wokół. ktoś w wieku 60+ na rowerze to już codzienny widok. ci w dobrych butach i  garniturach ciągle wolą różnego rodzaju bryki [inna sprawa, że dobre buty to w dalszym ciągu rzadkość w naszym mieście].
kierowcy powoli zaczęli zwracać uwagę na tych co wolą dwa kółka [również te motorowe], jednak nie nauczyli się jeszcze rozróżniać ścieżki rowerowej od miejsca parkingowego... dużo pracy przed nami.

mimo dnia bez smrodu [samochodu], w mieście ruch był okropny. wszędzie korki. przyglądałam się trochę pojazdom w nich stojącym... w 9 na 10 aut siedział tylko kierowca [sic!]... kolega powiedział, że oni tak służbowo jeżdżą. czy na pewno?




na zdjęciach: poprawianie oznakowań ścieżki rowerowej [wisła-błonia] | specjalna masa krytyczna

niedziela, 20 września 2009

h-over

po wczorajszej imprezie czuje się jak przegub tego autobusu :) wygląda, że straciłam wprawę. używanie życia może być bolesne. urodziny przyjaciół i rajd po knajpach to chyba gorzej niż maraton.


piątek, 18 września 2009

łokieć golfisty

brak odpowiedniej rozgrzewki, za trudna droga na początek... cóż, że już kiedyś ją robiłam...
poniosło mnie, przeceniłam swoje możliwości...
ręka boli - mam nadzieję, że to nie jest nic poważnego. 7-10 dni przerwy we wspinaniu.
może to dobrze. od początku grudnia nie miałam przerwy dłuższej niż 5dni.

nie samym wspinaniem człowiek żyje... :)

rower też muszę trochę ograniczyć.
pozostaje pływanie, bieganie, rozciąganie... może wreszcie jakaś impreza w sobotę :)

sobota, 12 września 2009

my rocking life

chwilowo praca nie pozwala mi na bardziej regularne wpisy. :) poniżej tylko parę zdjęć z moich ostatnich wyjazdów skalnych [ i wracam do roboty]
.
tyniec - niektórzy ciągną na przewieszone drogi. niestety, nie udało mi się jeszcze bliżej zaprzyjaźnić z pikusiem, nawet w wersji light. podeszłam do niego parę razy, ale okropnie na mnie zawarczał. musiałam go zostawić w spokoju. powoli, cierpliwie... kiedyś... następnym razem?? :)

ostatnia niedziela na dupie słonia. rodzinnie [no, nie, że rodzina to od razu do d...].
tak bardzo chciałabym się lepiej wspinać... tyle fajnych dróg do przebycia, tyle fajnych ruchów... rodziny trochę dekoncentrują, nie wspinają się, trzeba się nimi zająć... miła jednak jest ich obecność :)


środa w słonecznych.
przyjechał kolega z wawy. na wspin umawialiśmy się już w lipcu. kolega nie wspinał się jakieś 4lata. pierwszy raz pojechałam w skały z kimś na poziomie niższym niż mój. pierwszy raz wybierałam drogi i to ja byłam przewodnikiem. kolejne, nowe doświadczenie.
dzień na łatwych drogach, bez specjalnych wyzwań, zdarza mi się bardzo rzadko :)
na zdjęciu: piotr