po dłuższej [znowu!] przerwie wracam do biegania. [ciekawe na jak długo... :]
tym razem mam towarzysza.
od kiedy ochyda jest w moim domu wiedziałam, że ten pies nie ma wyjścia. albo nauczy się biegać ze mną, albo będzie chodził jedynie na toaletowe spacery. nie mam niestety czasu by wybiegać psa i siebie oddzielnie. musimy to robić razem. toteż robimy. ja truchtam, ona czasem mnie ciągnie, czasem wyrywa się do jakiegoś innego psa lub zatrzymuje na siusiu. moje truchtanie to dla niej trochę szybszy marsz. w galopie jej raczej nie dogonię. ma piesek kondycję i siłę :-)
w celu biegania z pieskiem obwiązuję siebie liną-smyczą w pasie, w ten sposób mam nad nią kontrolę i wolne ręce. niestety, okoliczne łąki pełne są dużych psów spacerujących bez smyczy i kagańca z zupełnie nieprzytomnymi właścicielami. mój pies, zaczepia wszystkie inne. bieganie z nią na linie jest dla niej dość niebezpieczne, zwłaszcza, że jej najskuteczniejszą obroną jest szybka ucieczka...
ciągle nie mogę uwierzyć, że mam psa... jakie to dziwne...
2 komentarze:
fajnie :), pozdrowienia dla Ochydy - dobrze, że już zdrowa i pełna sił witalnych ;)
Kocham tego psa! Ale się uśmiałam :D
Prześlij komentarz