wtorek, 28 lutego 2012

z matrycy

na dworzec dojechałam kompletnie przemoczona. rano, zmylona przez dość wiosenną ostatnio pogodę pojechałam rowerem do zabierzowa. pogoda, jak kobieta - zmienną jest. po paru godzinach wracałam do miasta w śniegu i błocie. oczywiście, jak na wiosenną porę przystało bez błotników. w tych okolicznościach przyrody mój stan i mokry tyłek nie były niczym szczególnym. 
spotkany w tunelu, przy wejściu na peron pan "dziwny". najpierw długo patrzył na mojego langstera [rower], po czym stwierdził, że jestem kosmiczna. popatrzyłam na siebie - fakt: na ramieniu biały rower, na głowie biały kask, na pupie mokre spodnie, jednym słowem ufoludek :-). pan zauważył moje myśli i dodał: fizycznie ok, ciało bardzo ładne, ale w głowie [postukał się] - jest pani kosmiczna kobietą... i wszystko stało się jasne :-)

6 komentarzy:

bloggerka: niespa pisze...

lubię takie historie ;-)

art_pj pisze...

kosmos :)

anita pisze...

takie spotkania są dość mistyczne, ale dystans jest wskazany :-)

Anonimowy pisze...

nie gadaj. rowerzyści na peronach i chodnikach to masakra, generalnie gdyby ktoś poruszał się niosąc przęsło od płotu stanowiłbym zagrożenie - podobnie jest z rowerem. Każdy rowerzysta powinien mieć OC. Pojazd mechaniczny powinien poruszać się po drogach. Nie ma to nic z mistycyzmu - człowiek zobaczył dziwo i zdurniał i tyle. mistycyzm! jak łatwo sobie dodać wartości. precz z rowerami!

anita pisze...

oc na rower mam i wszystkim polecam, a po peronach i chodnikach raczej nie jeżdżę, bo nie lubię pieszych na ścieżkach :-)

Anonimowy pisze...

masz OC? to szacun malenka! nie byle jaki blog, nie byla jaka wlascicielka! kiedys mi taka jedna "rowerzystka" wjechala w tył samochodu - masakra! przybrała pozę zmoczonego pudla, dała jakieś drobne i pojechala w sina dal. od tego czasu rowerzysta to mój wróg numer jeden.