mam super przechlapane.
wczoraj biegałam sobie pod kopcem kraka, kiedy wilczur chwycił moją łydkę. pogotowie, kilka szwów. jest pięknie. nie bardzo mogę stać na tej nodze. na szczęście nie przeciął mięśnia, chociaż był blisko, trochę za blisko. noga boli. mam nadzieję, ze szybko się wyleczy. o bieganiu, wspinaniu czy pływaniu na razie nie ma mowy. ekipa pogotowia na wrocławskiej bardzo fajna. pies na szczęście szczepiony. dla mnie tylko antybiotyk.
oj... strasznie nie lubię takich sytuacji.
psy są niebezpieczne, a ich właściciele pozbawieni wyobraźni, niestety.
w zeszłym miesiącu na mojej trasie regularnie spotykałam wyżła. podskakiwał do mnie, jego właściciele siedzieli beztrosko w aucie, a piesek sam się wyprowadzał, bez smyczy czy kagańca, chociaż ten ostatni niewiele by pomógł, gdyż piesek parę razy uderzył mnie szczęką w kolano... nie jest to miła sprawa.
wilczurek wczoraj podszedł mnie od tyłu. nawet go nie zauważyłam. nie miałam szans na żadną reakcję. właścicielka chwilę póżniej wyszła zza kopca. na drzwach domu napis: uwaga zły pies...
jestem wściekła, mam zepsute wakacje, pracę... przez parę dni jestem uziemiona, ciężko mi będzie w tym tygodniu jeździć po budowach. kompeltnie to bez sensu. uff...