powoli zwijam skrzydła. dziś opuszczam varanasi. nocny pociąg do delhi. wylatuje w sobotę rano, wiec mam jeszcze ponad 2.5 doby w indiach.
dziś byłam oglądać wschód słońca nad ganga. warto było wstać tak wcześnie... spokój, radość kapiących się, uśmiechnięte twarze, słońce, lodzie... bardzo miły spacer.
około 930 wracałam do mojego hotelu. przy głównej ulicy leżał człowiek. przepasany tylko kawałkiem jakiejś pomarańczowej tkaniny. otwarte oczy. wokół pełno much. ktoś obok zamiata, na ulicy normalny ruch... człowiek wyglądał jak ci tutejsi świeci ludzie, mistrzowie... być może przyjechał właśnie tu po śmierć. podobno tak właśnie niektórzy robią. chcą umrzeć w świętym miejscu na brzegach świętej rzeki... on umarł w świętym mieście na brzegu ruchliwej ulicy...
nie odważyłam się zrobić zdjęcia. po południu widziałam ciało zawinięte w płótno. policja, ludzie... takie indie.
dziś byłam oglądać wschód słońca nad ganga. warto było wstać tak wcześnie... spokój, radość kapiących się, uśmiechnięte twarze, słońce, lodzie... bardzo miły spacer.
około 930 wracałam do mojego hotelu. przy głównej ulicy leżał człowiek. przepasany tylko kawałkiem jakiejś pomarańczowej tkaniny. otwarte oczy. wokół pełno much. ktoś obok zamiata, na ulicy normalny ruch... człowiek wyglądał jak ci tutejsi świeci ludzie, mistrzowie... być może przyjechał właśnie tu po śmierć. podobno tak właśnie niektórzy robią. chcą umrzeć w świętym miejscu na brzegach świętej rzeki... on umarł w świętym mieście na brzegu ruchliwej ulicy...
nie odważyłam się zrobić zdjęcia. po południu widziałam ciało zawinięte w płótno. policja, ludzie... takie indie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz