czwartek, 11 września 2008

annapurna circuit I

kilka uwag praktycznych - w oparciu o moje, rzecz jasna subiektywne doświadczenia.
annapurna circuit 29.02.2008.-.18.03.2008

nie mam porównania, więc nie będę się wypowiadać, który z popularnych trekingów jest najpiękniejszy. ten wokół annapurny należy zdecydowanie do najdłuższych.
trasa jest, moim zdaniem do przejścia przez każdego, średnio wysportowanego miłośnika gór. szlak prowadzi przez wioski, dolinami dwóch rzek: marsyangdi i kali gadnaki. mało tutaj stromych podejść, a jeśli już takie występują to przemierzanie ich ułatwiają stopnie lub ścieżka w formie zyg-zaka.
na całą wędrówkę należy przeznaczyć 16-20 dni. znam jednego człowieka który przebył ta drogę w 11 dni w trudniejszym kierunku [...muktinath - manang...], ale to japończyk, który był już przyzwyczajony do dużych wysokości, nie musiał się aklimatyzować.

szczepienia:
w nepalu nie są obowiązkowe żadne szczepienia. nikt nie sprawdza książeczki przy przekraczaniu granicy. szczepienia są jednak zalecane. powinno się o nich pomyśleć odpowiednio [2-3 miesiące] wcześniej. w krakowie wykonywane są one w centrum szczepień przy ul. prądnickiej 80 [szpital jana pawła II] nie potrzebne jest tu skierowanie. lekarz bada na miejscu. komplet moich szczepionek kosztował ok 700zł.

papiery:
polaków w nepalu obowiązuje wiza, którą wbijają nam do paszportu na granicy. musimy mieć przy sobie 3 zdjęcia. wiza kosztuje 30$ i jest ważna przez 3miesiace.
potrzebne jest też pozwolenie na trekking i bilet do parku narodowego. papiery te również wymagają zdjęć. można je wykupić tutaj.


przewodnik:
na trasie jest parę miejsc w których można się zagubić. poznałam kilka osób, którzy tak zrobili. droga jest jednak w większości całkiem dobrze oznaczona. szlak przez przełęcz wyznaczają dwumetrowe tyczki, które powinno być widać także spod śniegu. w większości wiosek są tabliczki kierujące do np. mannang i jakieś mapki. ostatecznie można kogoś zapytać o drogę. przewodnik organizuje noclegi, co może być istotne w szczycie sezonu, ale w marcu kwatery świeciły pustkami.

wynajęłam przewodnika przez nepalskie biuro podróży [w linkach]. w cenie były też noclegi i tragarz [jeden tragarz dla mnie i sandry]. oczywiście noclegi wraz z wyżywieniem przewodnika i tragarza zostały również opłacone przez nas - każda z nas dwóch zapłaciła za to 400$. biuro załatwiło nam tez wszystkie pozwolenia, co oszczędziło trochę czasu. big, nasz wynajęty przewodnik, opiekował się nami jak mógł. dbał o nasze jedzenie, dodatkowe koce, załatwiał nam dość fajne pokoje, czyste, z dobrym widokiem. jego angielski był jednak typowo nepalski. chciałam z nim więcej pogadać, dowiedzieć się czegoś na temat jego kraju - w gorącym, przedwyborczym okresie... trudno było. po drodze spotykaliśmy innych turystów z przewodnikami, których angielski był dużo lepszy. niektórzy nawet mówili w kilku językach [jednak to rzadkość].

tragarz:
im mniej masz na grzbiecie tym lepiej. na trasie nie jest potrzebnych zbyt wiele rzeczy. wszyscy śmierdzą tak samo. od czasu do czasu można się gdzieś zatrzymać na dłużej. pranie na słońcu schnie bardzo szybko…. tragarz jest na pewno wygodny, ale nie niezbędny. rozwiązaniem idealnym byłby tragarz-przewodnik, ale takiego nie spotkałam. wydaje mi się, ze przewodnicy się za bardzo cenią, a tragarze nie chcą, czy nie mogą ponosić odpowiedzialności... jeśli jednak bez tragarza, to plecak nie powinien ważyć więcej niż 10-12 kg. nadmiar rzeczy można zostawić w hotelowym depozycie w kathmandu czy pokharze.

samotnie:
trekking nie należy do specjalnie trudnych, lecz nocleg w pokoju dwuosobowym wychodzi taniej od osoby. poza tym: to góry, na pewno bezpieczniej jest mieć towarzystwo.

niebezpieczeństwa:
wycieczka jest dość długa, prowadzi przez wsie, na skraju cywilizacji. na większych wysokościach może wystąpić zagrożenie lawinowe, ale w czasie mojej wycieczki pokrywa śniegu była praktycznie bliska zero, więc dobrze jest sprawdzić warunki przed wyjazdem.
sądzę, że najbardziej trzeba uważać na wszystkie konsekwencje tak długiej wędrówki: dobrze się ubrać, baczyć na nogi, uważać przy przechodzeniu przez strumień... skręcona noga może być bardzo poważnym problemem, gdy do najbliższego samochodu jest parę dni drogi. wynajęcie kucyka nie jest tanie, nie mówiąc o helikopterze.
miałam w nepalu wrażenie, że turysta to świętość. mimo gorącej, przedwyborczej atmosfery, czułam że nikt mnie nie zrani, bo przecież oni z turystów żyją. oczywiście należało uważać i nie pchać się blisko np policjantów, którzy mogą być celem jakiś walk. sytuacja w nepalu w dalszym ciągu nie należy do stabilnych, ze względu na ich własne problemy polityczne jak i na sąsiedztwo z tybetem, ale moim zdaniem nie powinno się wyolbrzymiać problemu.
inna rzecz to zwykłe niebezpieczeństwa na które jest narażony turysta w każdym chyba miejscu na ziemi: złodzieje, naciągacze, żebracy.

choroba wysokościowa:
przed wyjazdem nasłuchałam się o chorobie wysokościowej. za namową znajomych zadzwoniłam do centrum chorób tropikalnych w gdyni, gdzie lekarz straszne mi rzeczy opowiadał. ostrzegał też przed malarią.
leki na chorobę wysokościową można dostać w manang [3500mnpm] jest tam tez codziennie organizowany wykład na ten temat. osoby uczulone na aspirynę nie mogą jednak brać tych leków.
w ramach aklimatyzacji należy zatrzymać się na jeden dzień [dwie noce] w manang [3500mnpm]. w czasie tego wolnego dnia polecam wycieczkę do punktu widokowego nad jeziorem lodowcowym [3800mnpm]. idąc z pisang do manang, przez wzgląd na wysokość lepsza jest górna droga: wychodzimy tu na 3670 i schodzimy na 3500 [manang].
w czasie trekkingu obserwowałam swojego rodzaju obsesje na punkcie choroby wysokościowej. im wyżej tym więcej się na ten temat mówiło. big, nasz przewodnik karmił czosnkiem sam siebie, a potem także sandrę i mnie. to zapewne poprawiło naszą odporność. jego zdaniem zdrowy, dorosły człowiek powinien sobie poradzić z 5400. ale tego nigdy nie można być pewnym. dlatego bardzo ważne jest to by obserwować jak się czujemy, żeby w porę podjąć odpowiednie kroki i jeśli to konieczne zejść niżej
jeśli chodzi o moje objawy, to gdzieś na 4400 bardzo rozbolał mnie tył głowy. podczas przerwy w thorung phedi napiłam się kawy z cukrem. pomogło. noc w high camp była właściwie bezsenna. było bardzo zimno. budziłam się co chwila, nie mogłam zasnąć, śniły mi się różne dziwne rzeczy. nie wiem czy to na skutek choroby wysokościowej [człowiek się budzi, z powodu braku tlenu] czy w wyniku zwyczajnego podniecenia, które ogrania ludzi przed ważnymi rzeczami. ja w takich wypadkach często spać nie mogę :)
więcej na temat choroby wysokościowej znajdziecie tutaj. tylko ostrożnie, bo po tym co tam piszą można nieźle się wystraszyć.

ciuchy:
proponuje przypatrzyć się zdjęciom. ubiór to kwestia bardzo subiektywna.
noce w górach były bardzo zimne. w dzień, kiedy świeciło słońce można było spacerować w podkoszulku.
miałam na sobie dobre, wypróbowane buty, ciepłe skarpety, jakieś zwykłe spodnie z indii, na górze koszulkę na ramiączkach [100%plastik], bezrękawnik z windstoperem kupiony w kathmandu - bardzo mi się przydał, polary, softshel. czapka, szalik i dobre rękawiczki są bardzo ważne. byłam bliska odmrożenia rąk, po godzinie marszu, kiedy wczesnym rankiem wyruszyliśmy z high camp.
większość nepalskich przewodników ubrana była w kurtki puchowe, jakieś puchowe bezrękawniki. zwykłe spodnie, dobre buty, czapki, rękawiczki.
sandra miała zwykłe buty sportowe nad kostkę, zwykłe ciuchy, czapkę. w kathmandu kupiła tylko rękawiczki i szal z wełny jaka.
dobrze jest mieć coś przeciwdeszczowego, ale w tym wypadku doskonale sprawdza się duża plastikowa torba na śmieci 50nrs/szt.
ważne też są okulary przeciwsłoneczne.

co zabrać:
ciepły śpiwór - nie polecam spania w pościeli na kwaterach. myślę, ze jest prana raz na rok. można ja wykorzystać jedynie jako dodatkowe przykrycie.
książka i dzienniczek – wieczorami nie ma specjalnie co robić.
czołówka - można czytać niezależnie od sąsiada w pokoju i dostaw prądu.
kremy z filtrem - jesteśmy blisko słońca w dość rzadkim powietrzu, można też spotkać śnieg :)
pojemnik na wodę - pitna woda ze stacji jest dużo tańsza, lecz nie butelkowana.
raczej warto jest mieć swój ręcznik
dobrze jest mieć czekoladę czy inne suche jedzenie, zwłaszcza, planujemy pokonać trasę w krótszym czasie. ceny rosną wraz z wysokością, batony, czekolada, ciasteczka są wszędzie dostępne ale w odpowiednio wygórowanych cenach. menu - raczej wegetariańskie, bogate w węglowodany. szczególna to dieta.
kiedy skończył się nasz zapas czekolady kupowałyśmy produkty lokalne: ciasteczka kokosowe. dużo tańsze. pomagały przetrwać zwłaszcza sandrze, gdyż dłuższy marsz ją nudził i męczył trochę, a ja i nasz tragarz nadawaliśmy często może zbyt duże tempo.
papier toaletowy - co tu dużo mówić, rzecz ta zawsze się przydaje. w wioskach wokół annapurny występuje niemal wyłącznie kucająca wersja toalety. wrzucanie papieru do kanalizacji jest zabronione. papier wyrzucamy do wiaderka na śmieci, które znajduje się w ubikacji. miejscowi zamiast papieru używają wody z kranu lub wiaderka. jeśli więc chcesz skorzystać z toalety i nie masz własnego papieru, upewnij się czy znajduje się w niej woda.
odświeżające chusteczki - dla wybitnych czyściochów. bywa, że rano występuje brak wody w kranach. woda prawdopodobnie zamarza. umyć się można zatem później w strumieniu, lub...
poza tym należy wziąć ze sobą standardowe rzeczy: apteczka, mydło itp.
pieniądze: miałam przy sobie 350$ w nepalskich rupiach. wystarczyło na moje jedzenie, ładowanie baterii, wodę, ciasteczka. nie kupowałam alkoholu, noclegi miałam zapłacone z góry. ceny jednak się zmieniają. ceny żywności na świecie raczej rosną. :(

jedzenie:
dal bhat set:[ryż, dal, czyli proteinki, curry, surówka, czasem pikle] - jesz tego do woli. nie wahaj się prosić o dokładkę. najwyższa cena[high camp] 300nrs – 5$.
pierwsza piekarnia w braga- 3200, po tygodniu marszu.
polecam chleb tybetański - cos między naleśnikiem a naszymi faworkami. dość smaczne, kaloryczne śniadanie.
w muktinath i marpha można się napić super bimbru z jabłek. dostępne jest też jakieś piwo ale nie próbowałam.
nie liczcie na prawdziwe mleko. prawdziwa kawa tylko w marpha, bardzo dobra, ale mleko w proszku.

woda:
kupujemy w stacji wody pitnej lub przegotowaną w miejscu noclegu. jeśli mamy własną butelkę to woda jest 2-3x tańsza. można tez stosować tabletki do odkażania wody. nie mogłam takich dostać przed wyjazdem w polsce, w kathmandu można je kupić w każdym większym sklepie spożywczym na thamelu [dzielnica turystyczna]


noclegi:

należy się upewnić czy cena zawiera podatek. podatek ten to ok.13%. może nas zaskoczyć. należy się targować, walczyć o lepszy pokój.

telefon, internet:
sieć komórkowa nie działa. można się łączyć przez sieć naziemną lub satelitarną. ceny rozmów czy internetu są rzecz jasna wysokie, jednak tego typu usługi nie były mi wcale potrzebne.

bankomaty, lotnisko:
bankomaty, banki znajdują się w jomsom. można tam tez zrealizować czeki podróżne.
jest tu lotnisko tj. jeden pas startowy. małe samoloty startują i lądują codziennie, co chwila przez cały poranek. bilet do cywilizacji ok. 60-100$

inne rady:
zamiast wozić kijki z polski polecam kupić je w czasie trekingu. bambusowe patyki są dużo lżejsze i moje kosztowały tylko 30nrs [0,5$] para. – kijki są fajne.
warto też przyjechać do kathmandu na parę dni przed trekingiem. wszystkie rzeczy potrzebne nam na trekkingu możemy kupić na miejscu w bardzo dobrej cenie. na thamelu jest bardzo dużo małych sklepów ze sprzętem i ubraniami w dobrych cenach – teraz i tak wszystko jest „made in china”…

linki: strona z mapami - czk. | strona o trekkingu z 2000 roku. ciagle dość aktualna - ang. | strona z podróży podobnej do mojej - pl. | visiting nepal - ang. | moje nepalskie biuro podróży -ang | moje zdjęcia z nepalu: moja galeria
szczerze mówiąc przed wyjazdem, nie miałam czasu na czytanie czegokolwiek. byłam zbyt pochłonieta pracą. robiłam wywiad wśród znajomych, którzy przeszli szlak wokół annapurny, ale nic mi nie powiedzieli. pojechałam kompletnie nieprzygotowana, bez żadnych wyobrażeń na jakikolwiek temat. nie miałam też wcześniej żadnego doświadczenia w trekingach.

jeszcze [2009-05-29]: troche wiadomości na temat trekingów, gór i przygotowań mozna znaleźć na stronie agencji wyprawowej pamir.pl. to rzeczy napisane przez lekarzy z centru chorób tropikalnych w gdynii - jeden taki ostro mnie nastraszył przed wyjazdem :). trudno te informacje tam znaleźć więc tu bezpośrednie linki:
problemy zdrowotne w warunkach wysokogórskich | problemy zdrowotne związane z działaniem niskiej temperatury | problemy zdrowotne związane z działaniem wysokiej temperatury
na stronie można też znaleźć propozycje trekingów z ich cenami. agencja jest laureatem kolosa. pewnie wiedzą co robią.

Brak komentarzy: