poniedziałek, 29 września 2008

imbir i zosia

jestem przeziębiona. wczorajszy spacer z rodziną zakończył się dla mnie niezbyt dobrze. katar, kaszel i takie tam... szkoda, bo pogoda przepiękna.
siedzę dziś w domu i zajadam czosnek. pije dużo cytryna+imbir z miodem zalane gorącą wodą. super. tylko mały problem: skończył mi się imbir [świeży korzeń]. dziś rano próbowałam kupić to coś w okolicy. porażka. przeszłam wiele sklepów w promieniu 500m od mojego mieszkania i nic.
brak dobrego sklepu to druga uciążliwość tego miejsca [oprócz ruchliwej ulicy za oknem].
imbir można tu dostać w formie soku, albo suszony... to nie to samo :(

pamiętam jak kiedyś, dobrych parę lat temu poszłam na stary kleparz. chciałam kupić musztardę z dijon. pani w budce spytała "dużą?" i wręczała mi litrowy słój :)
a teraz imbir...

nie jest tak źle:)
poniżej kilka zdjęć mojej siostrzenicy, zosi z wczorajszego spaceru...


w piątek poszliśmy z bratem i resztą do klubu muzycznego, który mieści się w dawnym kinie apollo. wieki nie byłam w takim miejscu. czułam się trochę jak nie w krakowie. mała podróż w nieznane :) grała niezbyt dobra kapela. 10minut - przebojowy set i 20 przerwa. dobrze. oszczędzali słuchaczy. barmani w perukach i śmiesznych okularach nieźle się uwijali. plus dla nich :)


Brak komentarzy: