poniedziałek, 5 stycznia 2009

...

nowy rok zaczął się dla mnie w sposób dość zapracowany. dopiero teraz zauważyłam, że pierwszy post na tym blogu opublikowałam 02stycznia2008. mała rocznica.

blog powstał on w związku z moją podróżą do azji. rok temu nawet nie myślałam, że będę go dalej prowadzić po powrocie. miał służyć komunikacji z rodziną i znajomymi podczas mojej samotnej, niemal trzymiesięcznej wyprawy. stał się codziennością, formą przekazu mojego zachwytu i zdziwienia światem i ludźmi.

przeczytałam mój pierwszy wpis. przypomniałam sobie jakie uczucia towarzyszyły mi przed wyjazdem. na dzień przed wylotem moja mama i jej koleżanka mówiły, że nigdzie nie muszę jechać, nic nikomu udowadniać. jechać musiałam. udowadniać - nie :).

ta podróż była spełnieniem jednego z moich starych marzeń. przed wyjazdem nie miałam czasu na czytanie przewodników i książek o podróżach. zanudzałam za to wszystkich napotkanych ludzi... że się wybieram i czy gdzieś tam byli. myślę, że dużo, dużo więcej mówiłam o tej wyprawie przed wyjazdem niż po powrocie :). plan podróży kształtował się powoli i głównie w oparciu o te rozmowy. nie miałam pojęcia gdzie jadę, ani żadnych wyobrażeń na temat tamtych rejonów, bo skąd? celem była azja.[ ha ha ha ] azja jest ogromna i różnorodna :).

na początku myślałam o kolejce transsyberyjskiej, japonii, chinach. podróż koleją wydawała mi się trochę zbyt ekstremalna. wybór więc padł na singapur, bo ewa i nepal, bo najwyższe góry na świecie. znajoma para, którą bardzo cenię, była kiedyś na trekingu wokół annapurny. zachęcali. pożyczyli przewodniki, które w polsce zdążyłam jedynie przejrzeć. indie, pomiędzy singapurem i nepalem, wydawały się dość łatwe do podróżowania dla samotnej kobiety, mówiącej po angielsku. nie miałam kompletnie pomysłu co tam chcę zobaczyć, ile czasu na to potrzebuję. same indie są większe niż europa. darek, instruktor wspinaczki rzucił hasło: hampi. uwielbiam wspinanie, więc uczepiłam się hasła i to poniekąd zdeterminowało mój plan indyjski.

w tej mojej wyprawie najważniejszy chyba był kontakt z innością w oczywistej formie. różne zabytki, sławne miejsca to był tylko dodatek, punkty wyznaczające drogę na mapie. najważniejsza była ulica, jedzenie, przejazd indyjskim pociągiem, przejście przez singapurski city-link, czy zobaczenie jak ludzie uprawiają ziemię prawie 3tys. metrów nad poziomem morza.

trochę tęsknię za szalonymi indiami i spokojną atmosferą w hampi. na himalaje chciałabym kiedyś znaleźć inny sposób. niektórzy pytają mnie, gdzie się teraz wybiorę. nie wiem czy, gdzie i kiedy... staram się dostrzegać inność na co dzień.



na filmie: przejazd przez bombaj: laurent [śpiew], yutaka i ja, proponuję włączyć dźwięk.


Brak komentarzy: