weekend na jurze północnej nareszcie nastąpił.
piękne krajobrazy, spanie pod gołym niebem i dużo wspinania. tylko dwa dni, niestety. jak wariaci jeździliśmy się z miejsca na miejsce: okiennik, mirów, rzędkowice i jeszcze góra zborów... uff... przemieszczanie się w pionie i poziomie. walczyłam dzielnie, choć niewiele dróg mi się poddało. na ostatnią zostałam niemal wyciągnięta. słońce i wspinanie wycisnęło ze mnie wszystkie siły.
po powrocie, późnym popołudniem regeneracja w wodach zakrzówka... dziwnie... w skałach z całym sprzętem, dźwigając linę wychodzę jakieś 20m w pionie, w zakrzówku jakieś 20m wody pode mną...
tu trochę mirowa:
piękne krajobrazy, spanie pod gołym niebem i dużo wspinania. tylko dwa dni, niestety. jak wariaci jeździliśmy się z miejsca na miejsce: okiennik, mirów, rzędkowice i jeszcze góra zborów... uff... przemieszczanie się w pionie i poziomie. walczyłam dzielnie, choć niewiele dróg mi się poddało. na ostatnią zostałam niemal wyciągnięta. słońce i wspinanie wycisnęło ze mnie wszystkie siły.
po powrocie, późnym popołudniem regeneracja w wodach zakrzówka... dziwnie... w skałach z całym sprzętem, dźwigając linę wychodzę jakieś 20m w pionie, w zakrzówku jakieś 20m wody pode mną...
tu trochę mirowa:
a tak wyglądają prawdziwi piraci: [nie wytrzymałam zbyt długo w tym przebraniu...tak już mam]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz