poniedziałek, 28 stycznia 2008

indie w bangalore

tutaj jest straszny smog. nie daje mu rady już. oddychać sie nie da... a podobno to takie zielone miasto... tylko, że w tych parkach prawie nic nie rośnie, wszystko jest suche i zakurzone. mój nos i gardło domagają sie szybkiego wyjazdu na wieś. nikt mi nie mówił, ze mam z sobą zabrać maskę tlenową.
mam już dość.
chwilowo indii mi wystarczy.
kryzys po 5 dniach.
wkurzają mnie ceny dla białych, ci wszyscy w motorikszach, którzy chcą zedrzeć ze mnie ostatnią rupię. gdyby nie ten smog i hałas to może dałabym radę, ale... na dodatek zwyczajnie zaczęłam tęsknić za domem. jak już pisałam wcześniej; tutaj dla mnie dzień to wieczność prawie.
czuje sie jakbym była poza polską już miesiąc co najmniej.
jutro jadę do tego hampi. nie wiem jak tam będzie. mają tam mieć wizytę jakiegoś premiera czy kogoś innego ważnego: przez trzy dni wszystko ma być zamknięte - od środy właśnie. ale dlaczego sprzedają mi bilet na autobus?
o wizycie oficjela wiem, bo zadzwoniłam w parę miejsc polecanych przez "lonely planet". w dwóch powiedzieli, ze nikogo nie przyjmują bo maja wizytę, w jednym, ze zobaczą a dwóch zaraz obok hampi, ze owszem.
nie wiem skąd "lonely planet" ma ceny [pokojów w hotelach], niby najnowszy przewodnik, wiec wszystko powinno być w miarę aktualne, ale okazuje sie ze wszystko jest 1.5-2x droższe... zobaczymy co będzie w środę rano.
mam fajnych rodziców. dzwonią, kochają, piszą :) bardzo sie ciesze. dzięki.
niebywały fart był chyba z tym mieszkaniem [pokojem, hotelem]. tj podoba mi sie tutaj. kiedy chodzę do tej całej "backpack area", gdzie spotykam na ulicy trochę białasów... tam jest tak niemiło. hindusi nagabują, czasem bardzo agresywnie...
tu: spaceruje sobie wieczorem, robię zdjęcia ludziom, budzi mnie wołanie do modlitwy z pobliskiego meczetu i dźwięk krosen do jedwabiu w budynku obok. robię ludziom zdjęcia a oni sie z tego cieszą. są bardzo mili. wchodzę czasem na podwórka ich domów. i tam też robie zdjęcia... postanowiłam używać jak najmniej flesza i robić wszystko w miarę szerokim kontem, tak jak lubię najbardziej. krosna sie ruszają, cóż... poruszone zdjęcie, złe warunki, ciemno...tak mi sie bardzo podoba. tutaj czuje sie jak taka miła nieznajoma. siadam w knajpie przy śniadaniu czy lanczu. ludzie są bardzo mili, uśmiechają sie. nie dają mi "białych" cen. :) czasem nawet czymś poczęstują [papryczki chili w ciście]. milo tak.

2 komentarze:

Unknown pisze...

ANITKO! Czas ,który rozciąga się na wakacjach do plus nieskończoności , udało mi się przeżyć na Mazurach w czasach ,kiedy Mazury były dzikie i niezaludnione nawet przez turystów.Zapamiętałam to niezwykłe zjawisko na całe życie - po dwóch tygodniach żeglowania wydawało mi się,że minął miesiąc albo dwa .Intensywne NIC NIE ROBIENIE po gorączce przed wyjazdowej oraz po okresie wytężonej pracy - skutkuje takimi odczuciami.DODATKOWO ja na podobnym wyjeżdzie nie umiałabym kierować swoją wyprawą tak,żeby zwiedzić to co jest do zwiedzenia.W Polsce nieraz rzucona gdzieś w nieznazne - nie umiem odnależć czegoś ciekawego do zobaczenia a Ty ?!podziwiam ! Cieszę się ,że spotykasz również miłych ludzi. Nie pchaj się tam w dzikie tłumy przed przyjazdem jakiś notabli ,bo tłum może okazać się nieprzewidywalny i grożny.Wystarczy zasiać panikę i znika rozsądek i bezpieczeństwo.Wypoczywaj i jak Ci żle to rysuj to co widzisz - z pewnością niespotykane u nas kolory dadzą efekty niespotykane u nas. POZDRAWIAMY CIE ,KOCHAMY CIE.Tata koniecznie chce się nauczyć korespondowania taką drogą ,ale Iza nie ma czasu .Widzę, że zaczyna coraz częściej zaglądać do książek - no cóż - sesja i to przedostatnia na naszym ukochanym UJ.-cie.

WojtekS pisze...

Anita,
Wyślij mi sms z tWOIM TELEFONEM INDYJSKIM
cZY ODBIERASZ SWOJĄ SKRZYNKĘ?
lECE ZA CHWILE DO BRUXELI I WRACAM ZA DWO DNI.
bEZ TAKIEGO STRESSU O JAKIM MÓWISZ,
tUTAJ OBRZYDLIWA ZIMA A TAM PIEKNIE.
cAŁUJE B. mOCNO.
w.