jestem w napalu. żyje, doleciałam. wszystko chyba dobrze. mam tylko mało czasu by sie przygotować do trekkingu. musze się tez przyzwyczaić do nowego przelicznika, nowych pieniędzy, wyglądu banknotów, cen. chciałabym tutaj zrobić jakieś zakupy sprzętowe, ale szkoda mi na nie czasu, jeśli mam wybierać miedzy sklepami kathmandu a górami wole to drugie.
jest tutaj znacznie zimniej niż w indiach. zobaczymy jak będzie jutro. przyleciałam po południu, góry były zachmurzone, zamglone. z lotniska, samolotu było widać tylko slaby ich zarys, ale i tak cudne były. strasznie się cieszę ze tu jestem, smuci mnie tylko, ze właśnie minęła połowa moich wakacji... ach...
jutro mnie czeka dość ciężki dzień, jakaś masa spraw do załatwienia. chciałabym gdzieś przeczyścić trochę obiektyw aparatu, kupić parę potrzebnych mi rzeczy. nie wiem czy mam wystarczająco cieple ciuchy, co tak naprawdę powinnam mieć.
szwedka, z którą idę na trekking to dziewczę słodkie, nie ma nawet dobrych butów. ech... zobaczymy jak to będzie. nie jestem pewna czy to jest osoba z którą chciałabym... ale ja mam dużą tolerancje do ludzi i jakoś umiem chyba sobie z nimi radzić. zobaczymy... jeszcze jest szerpa... ach… życie, podróże...
środa, 27 lutego 2008
kathmandu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz