cale szczęście że po wyjściu z autobusu znalazłam miejsce po drugiej stronie rzeki. to tam jest mniej turystów a więcej wspinaczy.
dzień mój wygląda następująco: wstaję o 530 rano, prysznic. o 630 jestem u moich znajomych wspinaczy. ćwiczenia oddechowe, rozciąganie, stanie na linie - wczoraj zaczęłam wiec jeszcze nie chodzę :). mleko i banany na śniadanie, ok 730 wychodzimy w skały i tam do 10, 11 wspinamy się. lunch, medytacja, czytanie internet. czas okołopołudniowy spędzam najczęściej sama.
ok 1530 znowu ćwiczenia, lina wspinanie - do wieczora. potem zachód słońca, patrzenie w gwiazdy, jakaś wspólna kolacja, gadanie. gdzieś koło 22, 23 jestem w łóżku, jeszcze trochę czytania. małpy i psy budzą mnie czasem gdzieś w środku nocy.
strasznie tu zdrowo jem, dania vege, zero zadymionych knajp, ulic jak w bangalore... inny świat. tu jest pięknie.
kiedy chłopcy podchodzą do jakiegoś kamienia, pierwsze co robią to oceniają skale: 6a, 7b+ czy coś tam... tez bym chciała umieć chodzić po czymś takim, ale sił mi brak i moje palce są ranne i chyba już stara jestem i do kitu zupełnie. staram się więc być wolną od skali i mieć z tego wszystkiego jak najwięcej przyjemności. rzecz jasna też, muszę na siebie uważać. przede mną jeszcze dwa miesiące wakacji... szkoda ich na poddawanie się jakimś ambicją. jednak zupełnie bez nich się chyba nie da.
skały tutaj to ogromna formacja, ciągnąca się kilometrami. po obu stronach rzeki. niektóre z głazów są niedostępne bez liny.
oznaczonych jest może kilkadziesiąt dróg, 30, może więcej? naprawdę jest ich nieskończoność, każdy głaz to nowa droga.
ponieważ przyjeżdżają tu raczej twarde sztuki większość z oznaczonych tras jest raczej o wyższym stopniu trudności... ale kolega japończyk - yutaka, nauczył się wspinać tutaj właśnie - chodzi po głazach od trzech tygodni, tylko dlatego ze w tybecie spotkał chrisa, który właśnie się do hampi na wspinanie wybierał.
szkoda ze moje wakacje są takie krótkie. w krakowie 2.5 miesiąca wydawało się być tak strasznie długim czasem, średni czas przebywania poza ojczyzna dla ludzi, których tutaj poznałam to jakieś 4 miesiące, a jest tez parę osób, które maja zamiar być w drodze więcej niż rok. to zupełnie inna perspektywa niż ta krakowska. też; jest tutaj parę samotnie podróżujących kobiet...
myślę, że najcięższą rzeczą w moim plecaku są lęki ludzi którzy mnie kochają. sama się bardzo bałam przed wyjazdem, ale wszyscy bliscy dołożyli mi swoich lęków i chyba dopiero teraz, kiedy poznaje innych podróżników wszystko to trochę przechodzi. zobaczymy co będzie w mumbaju. ale przed tym wyjazdem jeszcze tu sie pokaże.
a teraz muszę trochę nic nie robić. :)
1 komentarz:
fajne to chodzenie na linie
jak w cyrku ;)
Prześlij komentarz